Jeszcze raz warknęłam na China, tak na wszelki wypadek. Ehhh… szkoda, że nie potrafię zabijać spojrzeniem. Ten pajac ma szczęście, że tego nie umiem. Powąchałam ostrożnie mięso i zarzuciłam sobie na grzbiet. Chinmoku dalej uśmiechał się głupawo. Czy denerwowanie mnie stało się naszym nowym sportem narodowym?- Najpierw Vell, teraz Chin… chyba na serio muszę popracować nad samokontrolę, jeśli obaj mają pozostać przy życiu. Odwróciłam się i planowałam odejść dumnie do mojej jaskini. Planowałam to dobre słowo. Po wykonaniu trzech kroków poczułam, jak mój cudem odzyskana zdobycz zsuwa mi się z grzbietu. Odwróciłam się powoli, zastanawiając się, czy jeśli zagryzę teraz China, to czy Luma zabije mnie w odwecie. Chyba jednak lepiej nie próbować. Spojrzałam w miejsce, w którym powinien stać wilk z moją kolacją, jednak tam unosiły się już tylko tumany kurzu, obrazujące, jak szybko basior musiał uciekać. No, no, szybki był. I jeszcze biegł z obciążeniem wcale niemałym. Poddałam się i powróciłam do jaskini.
Po krótkiej drzemce poszłam nazbierać jakichś tam ziół, o które prosił mnie Sirius. Nie pamiętałam, jak się nazywają, ale raczej ciężko przeoczyć roślinę, która zionie ogniem. Pełna optymizmu ruszyłam nad wodospad, gdzie postanowiłam zacząć poszukiwania. Paradoksalnie widok śpiącego tam China tylko poprawił mi nastrój. Podkradłam się do niego cicho i wepchnęłam go do wody. Było na tyle płytko, że na pewno się nie utopi, ale będzie to wspaniałą pobudką. Odsunęłam się od brzegu patrząc jak basior z krzykiem wpada do wody. Spojrzał na mnie nienawistnie.
- To przez przypadek- stwierdziłam niewinnie, cały czas się uśmiechając.
Chyba nie uwierzył, ale przecież nie o to tu chodziło.
Chin? Przepraszam, że tyle to zajęło