— Nie ruszaj się przez chwilę, to ci pomogę — warknęłam i po jego mimice wywnioskowałam, że zamierza zaprotestować, więc w porę mu przerwałam.— Zamilcz, bo nie mogę już na to patrzeć.
Przytrzymałam łapą jego pysk od dołu i przejechałam językiem po ranie najbliżej nosa Niffa. Potem przyszła kolej na kolejną, lekko krwawiącą.
Lubię ten metaliczny posmak krwi, dlatego też każdej rance poświęcałam jak najwięcej uwagi, a już zwłaszcza tym, które znajdowały się w skupiskach gęstej sierści. Mogłam wtedy zanurzyć pysk w sierści Niffa, co uznałam za jedną z przyjemniejszych czynności, jakie w życiu wykonywałam. Może jeszcze kiedyś go przytulę, choć wątpię. Prędzej zabiję go, obedrę ze skóry i z tej właśnie miękkiej i przyjemnej w dotyku sierści zrobię sobie kocyk.
Wylizywanie Niffelheima skończyłam po dwudziestu długich minutach. Zdążyłam jeszcze parę razy wrzasnąć na niego, bo ruszył łapą albo mrugnął, albo oddychał. Jak można tak bezczelnie oddychać?
— Nie ma za co — mój pysk był niczym wykuty z kamienia, nie wyrażał żadnych emocji. Spojrzałam na wylizane rany z góry i wróciłam do swojego zająca, a raczej jego trupa, który czekał na łaskawe zjedzenie go. Usiadłam przy nim i zaczęłam skubać resztki mięsa, które znajdowały się na kościach, które swoją drogą też trochę obgryzłam. Po chwili zorientowałam się, że Niff mi się przygląda.
Niffelheim?