- Eee... halo? - spytałam nieśmiało i podeszłam w kierunku krzaków.
- Co? - spytał głos postaci, która powoli wychodziła z krzaków.
- Nic ci nie jest? - zapytałam i podeszłam bliżej. Wilk wyłonił się w swojej całej okazałości.
- Mam kilka sińców, ale do wesela się zagoi. - rzuciła i jak ja wcześniej zaczęła wyjmować sobie listki z futra.
- Co się właściwie stało? - zapytałam wadery i przyjrzałam jej się uważnie.
- Ach... szkoda by tu gadać. A tak na marginesie, to Luma jestem.
- Rebeliah.
- A kto cię tak ochrzcił? - zapytała Luma powstrzymując śmiech.
- Rodzice. - odpowiedziałam zimno.
- Pff... byli pijani, jak ci nadawali imię?
- Może. Jeśli mam być szczera, to nie darzę mojej rodziny wielkim szacunkiem.
- Głębiej wnikać nie będę.
- W ogóle... to zabrać cię do medyczki?
- Ja jestem medyczką. - prychnęła Luma.
Luma?