- Rav? G-g-gdzie m-my j-jesteśmy?
Rozejrzałem się wokoło. Otaczały nas zupełnie nieznane mi drzewa pokryte całkiem sporą warstwą śniegu.
- N-n-nie wiem-m- odpowiedziałem równie wyraźnie.- N-nigdy n-nie dotarłem a-aż tak-k daleko.
Widziałem w oczach wadery odbicie mojego przerażenia. Ewidentnie zawaliłem sprawę- miałem ją tylko odprowadzić- a wylądowaliśmy nie wiadomo gdzie. Ślady, które pozostawiliśmy za sobą idąc tutaj zdążyły już całkowicie zniknąć pod śniegiem w trakcie tej krótkiej wymiany zdań. Noc nadchodziła- nieuchronna i zupełnie odrębna od zamieci. Wilczyca wtuliła łeb w moje futro. Musieliśmy gdzieś spędzić noc. Przypuszczałem, że znajdujemy się gdzieś w okolicach Gór Menegroth- teren tutaj tak śmiesznie się wznosił i opadał,- więc powinno dać się tutaj znaleźć jakąś chodźmy niewielką grotę, w której dałoby się przenocować. Jak okazało się niecałe pół godziny później miałem rację- w zboczu jednej z gór wydrążona była wcale niemała jaskinia. Ucieszeni weszliśmy tam w milczeniu rozkoszując się brakiem wiatru i padającego śniegu w jej wnętrzu. Sięgnąłem po swoje moce i rozpaliłem ogień mniej więcej na środku groty- co z tego, że były to fioletowo- niebieskie ognie piekielne- póki pozostawały tak samo gorące miałem zupełnie gdzieś to, skąd mógł pochodzić. Rozgrzani ciepłem ogniska układaliśmy się powoli do snu. Yoko nuciła po cichu jakąś spokojną melodię, jednak jej słowa do mnie nie docierały. Szybko wyszeptałem jakiś słowa na dobranoc i osunąłem się w odżywiający sen pozbawiony snów.
Obudził mnie krzyk zielarki - w pierwszej chwili nie docierało do mnie o co może chodzić, jednak po chwili już wiedziałem. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię- powinienem był od razu sprawdzić, czy ta jaskinia na pewno jest niezamieszkana. Szybko przeistoczyłem się w moją demoniczną, lepiej przystosowaną do walki formę i ruszyłem na spotkanie przeciwnikowi.
Yoko?