— Wiem, co was do mnie sprowadza, jednak nie wiem, czy to dobry moment, aby w to brnąć. Zima ma swoje uroki, ale nie zapominajcie, że nie bez powodu życie zamiera podczas tej pory roku. Każda wędrówka może okazać się bardzo niebezpieczna, a w twoim przypadku — tu zwróciła pysk na mnie, — nawet i ostatnią, Nnnn... Nekromanto.
Zdziwiła mnie, fakt, że nie zna mojego imienia, było odrobinę dziwne. Spojrzałem na nią, a później na towarzysza, który uśmiechnął się chytrze.
— Wiele wyroczni wcale się od siebie nie różni, a jednak spodziewałem się czegoś innego! — warknął. — Słyszałem również o tobie, iż lubisz sobie poczytać cudze myśli. Choć muszę uznać twoje umiejętności, ponieważ zdołałaś przebić się przez barierę, przez co musiałem na szybko wytworzyć nową, mocniejszą. Całkiem dużo zdołałaś się dowiedzieć, nie tyle co może o tym żywym, ale o mnie, prawda?
— Ty jesteś tym, który prawdziwie potrzebuje pomocy, nie on, dlatego to tobie wolałam się najpierw przyjrzeć. Jednak dziwne, nie widziałam niczego, co by było związane z twoim życiem. Jedynie twoje posążki, jedną świątynię wzniesioną na twą cześć i coś w rodzaju święta. Byłeś bohaterem dla tych wilków, prawie jak jakiś bożek.
— Nic dziwnego — zaśmiał się wesoło i rzucił na mnie okiem, czy aby na pewno przy nim jestem. — Ten panicz ma wiedzę na temat moich dokonań, tak właściwie to dzięki mnie dziś tutaj jest. W jego, a raczej w naszych, stronach wychwalają moje imię już od setek lat, a tutaj jestem zwykłą istotą niematerialną, która od czasu do czasu przybierze formę namacalną. Zmarłem za swoją rodzinę, jaką była wataha. Poświęcając życie, pozwoliłem przeżyć następnemu pokoleniu, tym samym chroniąc całe stado. Wówczas świat ogarnięty był wojną, więc każdy chciał, aby młode żyły. Pragnęli wojny, jednak nikt nie chciał zakończyć życia, wiedząc, że nikt po nim nie zostanie. Wydaje mi się, że jednak dobrze to znasz z opowieści i przeżyć innych, może i z własnego doświadczenia, więc co będę o tym mówił. Mam inną sprawę. Owszem, początkowo chcieliśmy iść w góry, ale zdaję mi się, że ten, kogo szukamy, jest zupełnie w innym miejscu. — Wadera przytaknęła głową. — Przebywa obok morza, od którego jeszcze ciągnie ciepło wody nagrzanej w upalne lato. Mam jednak wątpliwości, o których już pewnie wiesz.
Wilczyca rozejrzała się po swojej jaskini, przypominała szczeniaka, jakby widział coś pierwszy raz na oczy. Ona jednak myślała nad odpowiedzią na pytanie, które nie zostało wypowiedziane, ale zostało zadane.
— Młode wilczysko nie pozna swojego druha, który troszczył się o niego bardziej niż jego rodzice. Umysł został całkowicie oczyszczony i nie łatwo będzie zdjąć rzucone zaklęcie. Im bardziej zwlekasz, tym trudniej przyjdzie ci to zrobić... — przerwała na chwilę, z pewnością dotarły do niej nowe fakty. — Szczenię straci oddech, jeśli będziesz zwlekać. Wrogowie odnaleźli jego trop.
Basior spojrzał mi prosto w oczy zmartwiony, bardzo cenił sobie młodego i w jego naturze było już zapewniać każdemu bezpieczeństwo własnym kosztem. Przyjrzałem mu się, nie posiadał fizycznej postaci, a i tak zdawało mi się, że jego lata już powoli mijają. On również był tego świadom.
— Niffelheim, wyrusz ze mną — powiedział. — Pomożemy biedakowi, a później mnie odeślesz, proszę.
Mój stan nie prezentował się najlepiej. Ostatnia podróż prawie mnie wykończyła, jednak jak mogłem odmówić, komuś tak ważnemu? Przytaknąłem głową, ale nie byłem co do tego pewny.
— Może panienka Enevia wyruszy z nami? Dam ci zadanie, które wymaga odrobinę więcej niż pozostałe zlecenia. Kiedy dotrzemy do szczeniaka, usuniesz tę barierę. Nie każ się prosić — uśmiechnął się do niej duch.
Layra?