- Tak, tak - odpowiedziałam pośpiesznie - Ucierpiało tylko futro, no i może odrobina godności.
Zastanawiałam się kim ona może być... Znała moje imię, ale poza tym nie miałam innych wskazówek. Wciągnęłam głęboko powietrze, tak, teraz miałam już całkowitą pewność, że pochodzi z terenów watahy. Tego zapachu nie dało się pomylić.
- A kto mówi? - byłam trochę zawstydzona swoją niewiedzą
- Kesame, możesz mi też mówić Ayame - odparła moja nowa znajoma
- W takim razie dziękuję, Kesame. Naprawdę nie wiem co by się stało gdybyś nie przyszła - po krótkiej chwili dodałam - Znaczy, wiem, ale wolę o tym nie myśleć, bo nie jest to historia z happy end`em.
- Nie ma sprawy - odpowiedziała
Woda ściekała po mnie obficie, szczególnie poszkodowany był w tej sytuacji ogon, z porastającą go długą i gęstą sierścią, która momentalnie przesiąkła, sprawiając, że ten zaczął mi niemiłosiernie ciążyć. Niewiele myśląc, otrzepałam się kilkoma zamaszystymi ruchami tułowia. Zadowolona z pozbycia się sporej części wody, natychmiast poczułam się lżej. Po chwili jednak zdałam sobie sprawę z błędu, przypominając sobie, iż fakt, że ja Kesame nie widzę, nie oznacza, że jej tu nie ma. Co z kolei sprowadzało mnie do przykrego odkrycia, że Ayame została właśnie zbombardowana za moim pośrednictwem gradem kropli wody.
Kesame? Nie złość się ;P