Właśnie wróciłam z podwodnego świata, z torbą wypchaną po brzegi perłami trochę mniejszymi niż jabłka z najmniejszej ich odmiany. Syreny były dość naiwne, łatwo było je wykiwać. Nie musiałam się nawet jakość szczególnie ukrywać, wystarczyło przybrać postać przeciętnej rybki mieszkającej w kolorowych koralowcach. Przepłynęłam obok skarbca udając, że szukam czegoś do zjedzenia, jak to rybki robią, a potem szybki wślizg przez niewielką szczelinkę. Zaklęciem przywołałam torbę, napchałam do niej pereł i bez większych problemów otworzyłam portal. Po przejściu przez niego znalazłam się przed jaskinią. Moje futerko lekko ociekało wodą, jednak nie było to tak uciążliwe, jak włosy. Ciężkie od wody włosy, kapiące przy każdym poruszeniu głową. Jednak i z tym dało się jakoś przeżyć te kilka minut, aż wyschną i wrócą do swojego poprzedniego stanu.
Nie śpiesząc się zbytnio podążyłam w stronę swojego pokoju. Właściwie, to nie mogłam się doczekać kiedy w końcu się z tond wyprowadzę. Rzadko kto tu był, jednak wizja własnej jaskini wydawała się o wiele bardziej ekscytująca, niż mieszkanie z ojcem, z którym i tak nie potrafisz się dogadać. Nigdy.
Jaskie było moje moje zdziwienie, gdy ujrzałam go w ludzkiej postaci. Co w tym dziwnego, spytasz. Właściwie nic, gdyby nie był martwy. Tak dokładnie. Martwy. Wisiał na linie, a pod nim leżał przewrócony stołek. Rozejrzałam się dokładnie dookoła. Wszystko wskazywało na samobójstwo. Poza jedną raną ciętą, gdzieś nad nadgarstkiem. Podłogę ubrudziła jedna, niewielka kropla krwi. Na ręku malowała się czerwona rzeka, która źródło miała u rany. Ciężko mi było to wyjaśnić. Istniała możliwość, że sam się zranił, chcąc zmienić ból psychiczny na fizyczny. Wcześniej się to jednak nie zdarzało. Przynajmniej nic takiego nie zauważyłam.
Nic nie ruszyłam, zajmę się tym później. Postanowiłam coś zjeść. Rzuciłam torbę do pokoju i wyszłam.
Szłam z nosem tuż nad ziemią. O tej porze roku ciężko było cokolwiek upolować, a biorąc pod uwagę godzinę, szanse były jeszcze mniejsze. W końcu jednak złapałam trop królika. Nie doprowadził mnie on do niego samego, lecz do jego norki. Jako iż że była noc, spał teraz w swojej kryjówce. Wywabiłam go z niej i dałam uciec odrobinę, by go trochę pogonić. Niech ten futrzak przed swoją śmiercią dowie się, co to znaczy prawdziwy strach. Z łatwością go dogoniłam i złapałam zębami za długie uszy. Pisnął żałośnie, gdy z miejsc w których zatopiłam zęby polała się krew. Położyłam go na najbliższej skale i przytrzymałam jedną łapą. Przywołałam swój nóż. Miał srebrną rączkę, ozdobioną trzeba szafirami i małymi diamęcikami. Przebiłam nim jego uszy jednocześnie wbijając go w skałę, przez co nie miał szans na ucieczkę. Miotał się i piszczał, jednak nic nie pomagało. Wbiłam kły w jeszcze żywego i pożarłam kilkoma kęsami.
- Nie rozumiem cię. Jak możesz być tak brutalna? - odezwał się za mną słodki głosik kuzynki.
- Twój wujek nie był wcale lepszy. - powiedziałam przypominając sobie jak podglądałam jego polowania - Jest późno, nie powinnaś być w domu i spać?
- Powiedziała Hope, która wymykała się każdej nocy. - przewróciła oczami - Zaraz... jak to BYŁ? To już nie jest?
- Nie jest. Powiesił się dzisiaj, chyba wieczorem. - powiedziałam gładko i bez zawahania, jakbym mówiła o pogodzie, a nie samobójstwie ojca.
Zauważyłam pusty wzrok Corners. Czasem się jej to zdarzało i zazwyczaj nie trwało zbyt długo. Machnęłam jej łapą przed oczami, lecz nie dało to żadnego efektu. W końcu potrząsnęła główką kilka razy i przeprosiła mnie.
- Miałam wizję. - wytłumaczyła.
- Od kiedy ty miewasz wizje? - spytałam zdezorientowana.
- Sama dokładnie nie wiem, ale od niedawna. Na razie są niewyraźne i trzeba je odszyfrować, Właściwie do niczego mi się to nie przydaje, nic nie potrafię z nich odczytać. - uśmiechnęła się nieśmiało - Po prostu nie zwracaj na to uwagi, to nic takiego.
- Dobra, idź spać mała. I nie mów nikomu o śmierci wujka, sama o tym powiem.
Szara, rogata kuleczka zniknęła między drzewami. Ja również podreptałam do domu. Wypadałoby sprzątnąć ten bałagan, nie zamierzałam spać w jednym domu ze zwłokami ojca, ani żadnymi innymi.
Przecięłam moim nożem sznur, na którym wisiał. Wepchnęłam go do całkiem pustego, małego wymiaru, gdzie nikt poza mną nie zaglądał. Nigdy nie miałam do niego szacunku, czemu to miałoby się zmienić? Zmyłam krew z podłogi. Kilka metrów od niej zauważyłam coś dziwnego. Było czerwone i błyszczało tym kolorem w odcieniu ludzkiej krwi. Wziełam mały kamyczek do ręki. Okrągły rubin z wydrążoną dziurką, a w tej dziurce maluteńki opal. Itan wolał szafiry, z pewnością nie należał do niego. Gdyby tak było, byłby większy. Wyglądało to, jakby ktoś upozorował samobójstwo... Przypomniała mi się jedna, jedyna osoba, która takie posiadała.
Przemieniłam się w człowieka. Wysypałam perły z torby. Otworzyłam tajną skrytkę w moim pokoju. Wyjęłam z niej mój nóż i niewielki pistolet. Przeskoczyłam przez portal i znalazłam się w zimnym, pustym korytarzu.
- Stać! Kto idzie?! - rozległ się głos z jego końca.
- Anielica. - odpowiedziałam, bo tak mnie tu wszyscy nazywali.
- Dawno cię tu nie było, Księżniczko. - dopiero gdy usłyszałam to przezwisko, rozpoznałam ten głos. Głos chłopaka, z którym niegdyś byłam. Syn jednego z wrogów Itana. Tak, dokładnie.
- Miałam kilka spraw na głowie. - zaśmiałam się i podążyłam w jego kierunku - Chciałabym się zobaczyć z twoim ojcem.
- Skarbie, to niemożliwe.
- Okej, po pierwsze, nie nazywaj mnie "Skarbem". To było dawno i się zakończyło. Po drugie, jak to niemożliwe?
- Obaliłem go jakiś czas temu. Teraz ja tu dowodzę.
- A mogłabym chociaż zobaczyć jego nóż?
Chłopak skinął głową. Szłam za nim kilka korytarzy, potem minęliśmy dobrze znaną mi salę, schodami w górę, lewo, lewo, prawo, znów do góry, na koniec jeszcze kilka korytarzy i w końcu dotarliśmy na miejsce. Otworzył drzwi do małego pokoiku i wyjął go ze skrzyni, po czym rzucił w moją stronę. Bez problemu go złapałam, po czym przyjrzałam mu się dokładnie. Tak jak myślałam, brakowało jednego kryształka. Oddałam broń Netowi i otworzyłam portal.
- Idziesz już? - spytał zawiedziony - Myślałem, że jeszcze chwilę zostaniesz. Tylko my dwoje i ciemny pokój.
- Zapomnij! - krzyknęłam idąc w kierunku niebiesko-zielonego światła z portalu - i zdaje mi się, że to należy do ciebie!
Rzuciłam mu znaleziony kamyk i zniknęłam.
Walnęłam się na łóżko, zastanawiając się, co powinnam teraz zrobić. W końcu jednak zasnęłam.
Ranek był słoneczny i ciepły jak na zimę, choć śnieg i tak nie miał zamiaru nigdzie się ruszać. Postanowiłam pójść do Rebeliah. Miałam nadzieję, że jej moc stwarzania iluzji wspomnień zadziała również na martwym ojcu.
- Więc możesz coś z tym zrobić? - spytałam poirytowana po kilku minutach rozmowy, z których nie dowiedziałam się w zasadzie niczego.
- Mogłabym spróbować.
Teleportowałyśmy się do jaskini. Wcześniej położyłam jego ciało na kanapie. Wadera podeszła do niego. Chwilę usiłowała coś zrobić.
- Przykro mi, nic z tym nie mogę zrobić... ale mogę ci pomóc w śledztwie!
- Dzięki, poradzę sobie...
- Hope, to gruba sprawa. To jest morderstwo!
Westchnęłam głęboko i z nienawiścią do samej siebie, zgodziłam się, by mi pomogła.
Rebeliah?