~ Nie Layra, nie możesz mi pomóc, to by Cię prawie na pewno zniszczyło - zacząłem tłumaczyć. - Widzisz, tylko demon może w pełni okiełznać innego demona, a Ty nim nie jesteś. Jako wilk umysłu rdzeń twojej istoty, ogół tego kim jesteś powstał z tego samego tworzywa, co gwiazdy i niebo nad nami- uśmiechnąłem się smutno.- Ja natomiast powstałem z tej samej ciemnej materii, co podwaliny pod wszystko, co chlubnie śmiemy nazywać wszechświatem. Tak samo Furia. I właśnie dlatego jakakolwiek próba z Twojej strony zapanowania nad nim- nade mną, skończyłaby się najprawdopodobniej roztrzaskaniem umysłu Twojego albo Furii, a na to nie możemy pozwolić. Furia jest mną a ja jestem nim. To dla mnie równie ryzykowne, jak dla Ciebie. W swoich myślach czułem, że wadera boi się, próbuje ukryć zaskoczenie tym co właśnie usłyszała. Wyglądała, jakby miała zaraz rozpocząć próby pocieszania mnie. Chyba coś mówiła, ale ja już nie słyszałem. Pozwoliłem, by Furia przejął kontrolę. Właśnie tak było trzeba.
Jakiś czas później...
Pomiędzy drzewami dostrzegłem sylwetkę innego z wilków. Nie widziałem go nigdy wcześniej, jednak była w nim jakaś cząstka, która szeptała do mnie po cichu, że doskonale go znam, jesteśmy w pewnym sensie tym samym, ale jednocześnie było w nim coś obcego, co sprawiało, że sierść jeżyła mi się na karku. Dopiero gdy podeszła bliżej dostrzegłem, że to wilczyca. Pół anioł, pół demon, tak wynikało z moich odczuć.
- Kim jesteś? - zapytałem podejrzliwie, opuszczając mój nieszczęsny pentagram.
- Mimra, a Ty?
- Ravenny - przedstawiłem się. - A co tu robisz?
Wilczyca wzruszyła ramionami.
- Podobieństwo przyciąga podobieństwo- oznajmiła tylko. - Ja po prostu musiałam tu przyjść.
Musiała, też mi coś. Prychnąłem cicho. Momentalnie odwróciłem się, słysząc ciche ziewnięcie, oznaczające niechybne przebudzenie Layry. Wyrocznia przeciągnęła się.
- Wszystko okay? - spytałem.
Skinęła głową.
- A to kto? - wskazała w stronę Mimry. Wyjaśniłem co zaszło. Może ona zrozumie z tego więcej niż ja, z tą swoją całą telepatią i czytaniem w myślach.
Ja tymczasem miałem do rozwiązania pewien problem- polana, na której się znajdowaliśmy była nie byle jaką polaną- codziennie, o zupełnie losowych godzinach otwierały się tu wrota do piekieł. Na rytuał wybrałem to miejsce, bo emanowało odpowiednią energią, ale teraz... niewątpliwie będę tkwił po pachy w bagnie, jeśli zaraz się stąd nie ewakuujemy. Poczułem narastające poczucie paniki. Dwie mierzące się wzrokiem wadery zdecydowanie nie ułatwiały mi szybkiego usunięcia się stąd. I wtedy to poczułem. I wiedziałem, że juź za późno, że nie zdążymy.
- Uwaga! - zdołałem krzyknąć tylko. Wtedy przejście otworzyło się wciągając nas w swą czeluść.
Layra? Mimra?