22 maja 2017

Od Ash CD Swift

Wadera zgrabnie przemykała po kamieniach, odbijając się od nich poharatanymi łapami. Ale już się do nich przyzwyczaiła, więc nie sprawiało jej różnicy, czy zrani się jeszcze raz. Przecież i tak się zregeneruje.
Podniosła na chwilę wzrok w górę, żeby zobaczyć pozycję ognistej kuli, zwanej przez niektórych znanych przez nią ludzi słońcem. Kiedyś nauczyła się rozpoznawać po tym porę. Gdy słońce było wysoko, pora była idealna, dużo mięsa i światła. A gdy było ciemno, a słońce stawało się szare i zakrzywione, trzeba było iść spać, bo nie ma wtedy zbyt dużej ilości mięsa. Teraz był w miarę dobry czas. Było ciepło, co spowodowała zadowolenie Ash. Już nie musiała, jak parę tygodni temu, gdy z góry spadały białe istotki, które były za zimne i za mało tłuste, żeby je zjeść, chować się przed zimnem przenikającym jej kości. Wiatr, mimo wysokiej temperatury, wiał mocno, szarpiąc sierścią Ash i plując jej podmuchami w pysk. Kłapnęła szczękami na powietrze, ale wiatr ani myślał przestać. Wadera tylko prychnęła.
Nagle poczuła, że nie ma nic pod łapami. Nieopatrznie przeniosła cały ciężar ciała na nogę pozbawioną podparcia i poleciała w dół, starając się nie obijać o skały. Wylądowała na czterech nogach, co skończyło się w miarę dobrze.
— Kim jesteś? — usłyszała, więc odwróciła się w stronę głosu z warczeniem. Stała tam wadera.

Swift?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template