- I'll be silver, i'll be gold. Have my heart, but leave my soul... - powiedziałam automatycznie. Otworzyłam oczy, patrząc na wadery, które rozmawiały w jakiejś grupie. Spojrzały na mnie, a ja szybko odskoczyłam, idąc w głąb lasu. Miałam tą chwilę, gdy mogłam poczuć każde źdźbło, mogłam usłyszeć każdy szelest trawy, drzew. Wskoczyłam na jedno z drzew, by się rozejrzeć. Chyba każdy tutaj ma od kogoś wsparcie. Ja jestem aktualnie sama... Bez nikogo. Bez pamięci... dużo rzeczy nie mam, a wiele chce. To chyba normalne. Cicho zaczęłam wzdychać. Tak... wiele chce. Chyba to widać. W ogóle to normalne, że wole towarzystwo basiorów, od wader? Mam nadzieję, że tak. Bo nie zdziwiłabym się, jakbym została wyśmiana. I tak mało mnie interesuje czyjeś zdanie, a przynajmniej tak mi się wydaję. Jeden z duchów usiadł obok mnie i spojrzał na mnie pytająco. Posmutniałam.
- No bo... Wiele tutaj ma kogoś. Może nie partnera, ale przyjaciela - zeskoczyłam - ze swoimi problemami nie są sami, bo wiedzą, że mają wsparcie. A ja nie mam... mam tylko was. Nie mogę was dotknąć, posłuchać. Czuje się samotnie, a doskonale wiem, że nie jestem. Czy to normalne...? - spojrzałam na ducha, a ten spokojnie przytaknął. Wzięłam lekko głęboki wdech.
- Z kim rozmawiasz? - usłyszałam jakiś głos. Znowu był chyba basiora. Chyba często będę na nich chyba napadać... niczym klątwa. Ech... za cooo...? Chyba, że przez głosy duchów nie mogę go zrozumieć.. Lub jej.
Odwróciłam się do wilka. Ten podszedł do mnie, zaczynając oglądać.
- To ty jesteś, ta Shante? - spojrzał w moje złote oczy. Zawsze tylko na nie patrzą. Czasem mi mówili, że hipnotyzują... nie dziwię się.
- Tak. To ja - machnęłam ogonami.
- Z kim rozmawiałaś? - powtórzył pytanie.
- Jak ci powiem, uznasz mnie za wariatkę, więc po co? - odpowiedziałam, pytaniem retorycznym. Ten parsknął śmiechem. Nie wiem, czy chce znać jego imię, ale to jest... kultura jak to się mówi.
- No. Ty znasz moje imię. A twoje to...?
Chętny basior? A może nowa przyjaciółka?