Przesiadując wysoko w chmurach, czułam, że mogę tutaj całkowicie się pogrążyć we własnych myślach, jednocześnie patrolując granice watahy. Bycie strażnikiem spełniało moje aspiracje zawodowe, mogłam chronić innych, choć oni nie byli tego do końca świadomi. Patrzyłam na wszystko z góry, miałam nadzieję, że taki spokój potrwa jak najdłużej, oby do końca naszych dni. Konflikty zbrojne nie są korzystne dla przyrody, która często ulega doszczętnemu zniszczeniu. Po chwili zebrało się znacznie więcej chmur. Zerwał się wiatr i momentalnie zrobiło mi się zimniej, wiedziałam, że to już nie będzie za dobre miejsce do obserwacji. Powinnam zlecieć niżej, by stamtąd próbować czegoś dostrzec. Zbliżała się śnieżyca. Płatki białego pyłu zaczęły spadać jak szalone, wykonując przy tym zjawiskowe tańce, tym samym przykrywając większość powierzchni. Jedynie co udało mi się zobaczyć to ciemne kory drzew. Wśród samej zamieci usłyszałam ledwie słyszalny pisk, pewnie ktoś lub coś się zgubiło. Spojrzałam po swoich druhach, którzy również zmagali się z pogodą. Pokiwali mi głową, że mogę się tym zająć. Kto wie? Może jakiś szczeniaczek się zawieruszył i nie może wrócić do domu. Wystrzeliłam jak z procy, zmagając się z silnym wiatrem i niemiłosiernym śniegiem, który leciał mi do oczu. Przestałam słyszeć prośby o pomoc, co mi utrudniało robotę. Rozejrzałam się wokoło, widziałam jedynie biały puch. Przymknęłam oczy i wysłałam falę, była jednak za słaba, ponieważ wiejący wiatr ją zagłuszyć. Kolejna, już nieco silniejsza, pozwoliła mi poznać dokładniej swoje otoczenie. Obok mojej łapy znajdowała się zaspa, której jak się przyjrzałam, zdawała się poruszać. Zaczęłam kopać w śniegu, dojrzałam brązowe futerko i czarne jak dwa węgielki oczy. Łeb niedźwiadka nieśmiało wyjrzał zza grubej warstwy śniegu. Zwierzę skierowało swój wzrok na mnie, moim skromnym zdaniem, widok był rozczulający. Osłoniłam młodego skrzydłem i spróbowałam ogrzać, nie tyle co własnym ciepłem, ale mocą. Musiał się nieźle wyziębić, ale co dziwniejsze, niedźwiadki urodzone w zimie nie odchodzą od swojej śpiącej matki. Musiało go coś wywabić z jaskini i się zgubił.
— Biedactwo... — szepnęłam cicho do siebie.
Skoro nie jest wilkiem, nie muszę się nim zajmować. Nie potrafiłam jednak go zostawić na pastwę losu. Chciałam go podnieść i przenieść w lepsze miejsce, by później odprowadzić do rodziny, ale do lekkich nie należał i niewiele mogłabym zrobić podczas takiej pogody. Mam nadzieję, że nie będą źli, jeśli popilnują trochę za mnie. Uśmiechnęłam się do malucha i ułożyłam się wokół niego, w ten sposób nie powinien zamarznąć.
Śnieżyca ustąpiła, ale śnieg wciąż padał. Odziana w płaszcz z białego puchu podniosłam się i wytrzepałam, doglądając stanu niedźwiadka, który wyglądał już na pogodniejszego. Wyprostował się i zaryczał, dając znać wszystkim wokół, że żyje. Temperatura powietrza wyraźnie spadła, zbliżał się wieczór razem z końcem mojego pierwszego dnia na stanowisku. Poczęłam więc wracać do siebie, kiedy się odwróciłam, dojrzałam, że mały ma towarzystwo i już mnie nie potrzebuje. Pewnie razem wrócą do domu. W sumie też powinnam czym prędzej biec do jaskini na posiłek, by następnie wyleżeć się przy cieplutkim ognisku. Zdecydowanie bardziej wolę lato, kiedy to nie muszę się przejmować przemokniętym futrem. Przechodząc obok jaskiń, minęła mnie niska wadera, która będąc obok mnie, uniosła swoje zielone spojrzenie. Jej oczy zabłysnęły, a moim sercu zagościła wielka radość. Nie byłam co do tego pewna, ale intuicja mówiła mi, że to właśnie ona, że to właśnie moja kuzynka. Posłałam jej ciepły uśmiech i przyspieszając kroku, objęłam ją.
— Ariene, to ty prawda? — Przytaknęła głową. — Całe szczęście, że nic ci nie jest. Zaczęłam wątpić, że ktoś oprócz mnie przeżył. — Odsunęłam się od niej. Czułam, że jeszcze nie bardzo wie, z kim ma do czynienia. — Możesz mnie nie poznawać, ponieważ jak się razem bawiłyśmy, byłaś strasznie mała, a później nie miałyśmy ze sobą kontaktu, ale jestem Cynthia. Córka siostry twojej mamy, mówi ci to coś?
Ariene? Pierwsze opowiadanie takie średnie, ale jakoś musiałam zacząć c: