Rozmowa ze Scrafem wydała się o wiele rozsądniejsza niż z Madness, która z pewnością by nie chciała, żeby się o nią martwić. Początkowo chciałem porozmawiać z samym basiorem, ale zrozumiałem, że, tak czy siak, wilczyca musi się o tym dowiedzieć. Dałem im chwilę, by sobie co nieco wyjaśnili. Czerwony osobnik wyglądał na złego z powodu wadery. Nie chciał, żeby tu była i próbował przekonać ją, by wróciła do domu i się położyła spać. Tutaj już pozwoliłem sobie się wtrącić. Mruknąłem niezadowolony, chcąc zabrać głos. Ich błyszczące od światła księżyca oczy zwróciły się w moją stronę i wpatrywały się we mnie, czekając, aż się odezwę. Zastrzygłem uszami, słysząc szelest liści kołysanych przez wiatr. Działało to uspokajająco, przynajmniej na mnie. Rozejrzałem się jeszcze wokół, po czym usadowiłem się wygodnie. Pozwoliłem jeszcze sobie uporządkować myśli i wyrzucić to, co niepotrzebne. Co teraz? Niby od początku, ale to zajęłoby za dużo czasu. Mlasnąłem i spojrzałem na swoje towarzystwo, które wciąż na coś czekało. Opowiedziałem im o dziwnym zdarzeniu, kiedy wróciłem do ciała potwora. Truchło wówczas wydobywało z siebie dziwną substancję, a po kontakcie z nią, zacząłem słyszeć głos osobnika, który za kimś wyglądał. Był stęskniony, pragnął miłości wadery, którą wcześniej zaatakował. Dopiero później wzrokiem napotkałem na wilczą postać, czającą się za drzewami. Chciała się ze mną spotkać, dlatego też wyruszyłem w podróż...
— Zaznajomiłem się z historią smutnego czarnoksiężnika, który nigdy nie zaznał prawdziwej miłości. Na początku zdobywał wiedzę, później pragnął osiągnąć sławę, na życie towarzyskie nie miał czasu. Żałował tego bardzo, ale czas, który poświęcał na czytaniu tajemnych ksiąg, odznaczał się na jego wyglądzie jak na żadnym innym. Był paskudny, a kiedy sobie to uświadomił, zobaczył Madness. Była to pierwsza wadera, którą zobaczył od wielu lat. Nie sprecyzowałem, kiedy dokładniej to się stało, ale zakładam, kiedy byłaś jeszcze małym ciapkiem.
— W takim razie, dlaczego czekał do tej pory? — zapytała zaciekawiona.
Wyjaśniłem jej, że czekał, aż dojrzeje, by móc w pełni czerpać z niej radości. Szczeniak był jej niepotrzebny, choć łatwiej byłoby mu ją sobie podporządkować. Nie chciał również wychodzić na brutala, ponieważ wiedział, jak silna jest więź Madness z jej bratem. Później cieszył się samym wyglądem wadery, kiedy patrzył do swojej kuli. Do działań pchnął go ich ślub. Pozwalał jej żyć bez niego, ale kiedy znalazła sobie partnera, nie mógł się z tym zgodzić. Nie zdążyłem go zlokalizować, miałem małe przeszkody...
— Madness, on nie skończy. Będzie wysyłać swoich sługów tylko po to, by cię zdobyć. Nie zaatakuje watahy, więc tu jesteś bezpieczna, ale trzymaj się z dala od granic i nie pałętaj się sama. Nie wiadomo, kiedy podejmie następne działania.
Opowiedziałem im pokrótce, czego się dowiedziałem. Następnie stwierdziłem, że ja już nie będę drążył tej sprawy. Nie czuję się z nimi specjalnie związany, a to nie jest mój obowiązek. Zresztą poinformowałem, że póki jest w stadzie, nic jej nie grozi, więc jeśli coś się jej stanie, to nie moja sprawa. Teraz chciałbym odpocząć. Podniosłem się z ziemi, rozciągając się. Powoli zacząłem od nich odchodzić, może chcą o tym porozmawiać między sobą.
— Basior kryje się pod ziemią, gdzie światło słońca go nie tknie. Wejście do niego jest pilnowane przez zgraje pająków, a ścieżka do niego prowadzi przez góry, gdzie śnieg pada nawet w najgorętsze dni — nie zapominając o najważniejszym, dodałem i truchtem ruszyłem do domu.
Madness? Scraf? Coś jest :D