- Co? – mruknęłam pod nosem jednak na tyle głośno, by mój nieproszony towarzysz usłyszał.
- Nic ci nie jest? - w tym momencie wyłoniłam się z krzaków. Mój towarzysz okazał się być towarzyszką. Przyjrzałam się jej z lekko przekrzywionym pyszczkiem, zanim zdecydowała się odezwać.
- Mam kilka sińców, ale do wesela się zagoi – niezbyt chciało mi się z nią rozmawiać, więc zaczęłam spokojnie wyciągać pozostałości gałązek i liści ze swojego futra dając jej subtelny znak, żeby sobie poszła. Cóż. Nie zrozumiała przekazu.
- Co się właściwie stało? – ona tak na serio? Chyba nie wie, z kim właśnie rozmawia. Każdy normalny wilk, zwiewa ode mnie jak najdalej i przychodzi tylko wtedy, gdy naprawdę potrzebuje pomocy. A ona się prosi, aż mi się jej trochę szkoda zrobiło. Powinnam ją więc uświadomić, co zaraz może się wydarzyć.
- Ach... szkoda by tu gadać. A tak na marginesie, to Luma jestem – podkreśliłam swoje imię, co jak co, ale skoro nie wie, jak wyglądam, to z imienia powinna mnie kojarzyć. W innym przypadku odpowiednio zadbam o to, żeby raz na zawsze zapamiętała.
- Rebeliah
- A kto cię tak ochrzcił? – parsknęłam śmiechem. Trzeba było przyznać, że całkiem zabawne. Oczywiście nie tak jak Ciutroka, no ale z braku laku z niej też mogę się pośmiać.
- Rodzice – uua… zawiało chłodem. Czyżbym uraziła? Jakże mi przykro.
- Pff… byli pijani, jak ci nadawali imię?
- Może. Jeśli mam być szczera, to nie darzę mojej rodziny wielkim szacunkiem – no proszę, ładnie to tak? Czyli jednak nie jest ona taka nudna, jakby się na początku wydawało.
- W ogóle... to zabrać cię do medyczki? - no chyba sobie kpi. Właśnie straciła w moich oczach to, co przed chwilą udało jej się zyskać.
- Ja jestem medyczką - pierwsze słowo mocno zaakcentowałam. Żadna miernota nie będzie mi zarzucać, że do czegoś się nie nadaję. A już zwłaszcza miernota, która bez potrzeby miesza się w rzeczy jej niedotyczące. Mimo wszystko, z satysfakcją zaobserwowałam, że zdziwiła ją moja odpowiedź. Chociaż troszkę zrekompensowało mi to obrazę mojej skromnej osoby.
- Naprawdę jesteś medykiem? Bo jakoś nie wyglądasz - ach… głupota niektórych czasem mnie zadziwia i jednocześnie powala. Zwala z łap po prostu. To, że nie wyglądam jak medyk, wcale nie oznacza, że nim nie jestem. Informacja to cenna rzecz, nie każdy musi od razu wiedzieć z kim ma do czynienia. Mam wtedy nad nim przewagę, element zaskoczenia. Medycy bardzo często są potrzebni, jak i poszukiwani. Więc niby czemu mam ułatwiać innym to zadanie? Niech się sami namęczą, a gdy im się to uda, być może im pomogę. Z dobroci serca, gdyż do niczego mnie nie zmuszą. Wtedy usłyszałam chrząknięcie. Ach tak… ona nadal tu jest, jak mogłam o niej zapomnieć. Powinnam się wstydzić. Nie wiem czemu, ale tak nie jest. Chyba serio okropna jestem, no trudno.
- Sama się przekonasz, gdy przyniosą cię do mnie, bym cię poskładała – prędzej czy później do mnie trafi. No taka prawda, bo każdy ląduje u mnie co jakiś czas z mniejszym czy większym problemem. A ja jako przykładna pani medyk mam obowiązek im pomóc, mimo iż wielu z nich to zwykli hipochondrycy. No ale, wystarczająco długo byłam dla niemiła. Nadszedł chyba czas, żeby przekonała się na własnej skórze, kim jestem i by na długo zapamiętała tę lekcję. Uśmiechnęłam się kpiąco. Coś czuję, że wadera długo nie będzie mogła dojść do siebie po tym naszym przyjemnym spotkanku.
- Wiesz co? Nudna jesteś, ale masz szczęście, bo postanowiłam wyświadczyć ci przysługę i nieco cię
W tym momencie wytworzyłam wokół niej pole elektryczne, które natychmiast zaczęło działać te swoje cuda. Całe futro wadery stanęło dęba i przypominała ona teraz jedną, wielką szaro fioletową kulę. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie pozbędzie się pola elektrycznego, jak i swojej zabójczej objętości tak łatwo. Już ja tego dopilnuję.
- To cześć – zaśmiałam się i pobiegłam w swoją stronę.
Rebeliah? Wybacz, że tyle czekałaś ;-;