— Layra? — zapytał basior. — Jesteś gotowa?
— Już od dawna. Możemy wyruszać, Duchu.
— Nazywam się Devonte, proszę, tak się do mnie zwracaj...
~~~
Połowa podróży, kiedy już ominiemy te przeklęte góry, z łatwością przedostaniemy się do naszego celu. Morale towarzyszy pogorszyły się, w sumie nie tylko ich. Byłem zmęczony, ciągłym załatwianiem jedzenia i odganianiem ptactwa, które miało wyraźne chęci na skonsumowanie dwóch wilczków. Całe szczęście wyrabiam się z normami w zapasach, dziś zapewnię syty posiłek. Ubiegłego dnia zagnieździliśmy się w norce, dlatego dzisiaj jest nam gorzej niż zwykle. Mała przestrzeń, do tego przesiąknięta uciążliwą wilgocią. Niewygodne ułożenie przyczyniło się do wolniejszego marszu, a fakt, że właśnie szliśmy wąską ścieżką pod górę, wydłużał całą wędrówkę. Poczułem chrzęst, skały się obsunęły. Enevia odwróciła się, zanim jednak wykonała jakikolwiek ruch, skoczyłem w jej stronę, popychając do przodu, dając zatopić ostre kły we własnej łapie. Wadera wstała na równe łapy i wykonując polecenia Devonty, ruszyła przed siebie. Istota, która wyskoczyła, ukryła swoją obecność, wyłączając całkowicie swój umysł, zdała się na instynkt. Szarpałem się, czując ogromny ból, jaki mi zadaje. Mój fart mnie zawiódł, ze starej rany popłynęła jeszcze ciemna krew, z nowych dziur tryskał cukierkowy szkarłat. Siłą woli dało radę podnieść się z tym czymś i odczepić to od siebie. Zrzuciłem materiałową torbę, próbując ustać na nogach, czekałem na ruch przeciwnika. Rzucił się w moją stronę, głową uderzając w moją klatkę piersiową. Stanąłem na tylnych łapach, które przemieniły się w kamień. Opierając się sile napastnika, starałem się nie dać zrzucić. Zobaczył, że to nic nie daje, zaczął mnie gryźć. Kłami poranił mój brzuch i przednie kończyny, szponami zaznaczył ślad na nosie i prawej stronie pyska. Cofnął się, by wziąć rozbieg. Skoczył na jego nieszczęście za wysoko, zahaczył jedynie zębami o moje ucho, po czym rozbił się na ostrych skałach w dole. Kichnąłem, kiedy poczułem napływającą krew do nosa. Dziki ślad pozostał na ścianie, z której wyjawił się potwór. Chcąc nie chcąc, musiałem chwilę poświęcić na zajęcie się gorszymi obrażeniami. Podleczyłem się odrobinę, mocą zatrzymałem paskudne krwawienie. Kulejąc jak najszybciej starałem się dogonić Layrę i ducha, akurat znaleźli jaskinię, gdzie możemy spędzić noc.
— Dobrze się spisałeś — poklepał mnie po ramieniu. — Masz szczęście, że mamy zapasy. Dam Enevi tego dużego królika, dobrze?
Mruknąłem, przytakując głową. Sam zadowoliłem się drobniejszym okazem, który o dziwo był bardzo smaczny. Ułożyłem się wygodnie w kącie, gdzie dogryzałem jeszcze kosteczki. Podniosłem głowę, nade mną stała wadera. Posłałem jej pytające spojrzenie, tym samym zlizując powierzchownie krew z pyska, która chyba należała do mnie.
Layra?