13 maja 2017

Od Niffelheima CD Layry

Przekrzywiła głowę, kiedy zaczęła się nam przyglądać. Basior coś szeptał mi do ucha, zdradzając mi moją misję. Dostałem zadanie z pozorów nietrudne, w końcu bezpieczeństwo każdy sam może sobie zapewnić, jednak duch zdradził mi, że Enevia nie może się zbytnio wysilać podczas podróży. Obawiał się, że bariera może być za silna lub na tyle specyficzna, by dostatecznie zniechęcić waderę do dalszych prób i pożegna się bez miłego zakończenia znajomości. Na pysku wdarł się grymas lekkiego niezadowolenia, ale nie chciałem jedynie iść i się przyglądać. Przytaknąłem głową, w duchu czując, że nowe rany uniemożliwią spokojne zagojenie się poprzednich. Basior uśmiechnął się chytrze, zapowiadając, że ma mi coś jeszcze do powiedzenia. Miałem zatroszczyć się o żywność, ale również niszczyć napotkane przeszkody. Na zilustrowanie mojej roli, zjawa przytoczyła parę przykładów. Niedźwiedź wyskakuje nam na drogę, muszę zapobiec jego ataku na nas, a następnie się go pozbyć, nakłonić, by nas zostawił lub zabić. Podobna sytuacja miałaby miejsce, gdyby wyskoczył nam nie jeden miś, ale cała gromadka. Różnica jest taka, że moi towarzysze idą dalej, a ja rozprawiam się nie z jednym, ale z całą grupą. Jeśli ich nie dogonię po jakimś czasie, szukają nowego bodyguarda. Wszelakie postoje mam wykorzystywać na polowania, gdybym miał ochotę odpocząć, poprzedniego muszę przynieść znacznie więcej jedzenia. Całe szczęście, że zima już niedługo się kończy. Lepsze to niż samo przyglądanie się. Wstałem z miejsca, osiągając jak największą odległość między łapami przednimi a tylnymi, kości musiałem nieco rozruszać przed tak fascynującą podróżą. Machnąłem ogonem, mlasnąłem głośno i przystanąłem tuż obok wadery, która to obdarowała mnie torbami na zapasy. Zarzuciłem je na swoje plecy, przymocowując do swojego ciała. Dwie duże kieszenie ułożyły się tuż przy moich bokach. Zanim całkowicie oddaliśmy się "wycieczce", omówiliśmy zasady. Nie tylko co do naszych zadań, ale ogólnych. Czujemy, że dzieje się z nami coś złego, zgłaszamy od razu. Maksymalnie dwa postoje dziennie, ale lepiej, żeby był tylko jeden i wieczorem, kiedy nic nie widać. Przerwy obejmować będą czas nocy, podczas której mamy odpoczywać. Basior przygotował również dodatkowy czas, o którym nam nie powiedział. Nie chciał, żebyśmy o nim wiedzieli, pewnie myślał, że wtedy podejdziemy do sprawy nieco lżej.
— Layra? — zapytał basior. — Jesteś gotowa?
— Już od dawna. Możemy wyruszać, Duchu.
— Nazywam się Devonte, proszę, tak się do mnie zwracaj...

~~~

Połowa podróży, kiedy już ominiemy te przeklęte góry, z łatwością przedostaniemy się do naszego celu. Morale towarzyszy pogorszyły się, w sumie nie tylko ich. Byłem zmęczony, ciągłym załatwianiem jedzenia i odganianiem ptactwa, które miało wyraźne chęci na skonsumowanie dwóch wilczków. Całe szczęście wyrabiam się z normami w zapasach, dziś zapewnię syty posiłek. Ubiegłego dnia zagnieździliśmy się w norce, dlatego dzisiaj jest nam gorzej niż zwykle. Mała przestrzeń, do tego przesiąknięta uciążliwą wilgocią. Niewygodne ułożenie przyczyniło się do wolniejszego marszu, a fakt, że właśnie szliśmy wąską ścieżką pod górę, wydłużał całą wędrówkę. Poczułem chrzęst, skały się obsunęły. Enevia odwróciła się, zanim jednak wykonała jakikolwiek ruch, skoczyłem w jej stronę, popychając do przodu, dając zatopić ostre kły we własnej łapie. Wadera wstała na równe łapy i wykonując polecenia Devonty, ruszyła przed siebie. Istota, która wyskoczyła, ukryła swoją obecność, wyłączając całkowicie swój umysł, zdała się na instynkt. Szarpałem się, czując ogromny ból, jaki mi zadaje. Mój fart mnie zawiódł, ze starej rany popłynęła jeszcze ciemna krew, z nowych dziur tryskał cukierkowy szkarłat. Siłą woli dało radę podnieść się z tym czymś i odczepić to od siebie. Zrzuciłem materiałową torbę, próbując ustać na nogach, czekałem na ruch przeciwnika. Rzucił się w moją stronę, głową uderzając w moją klatkę piersiową. Stanąłem na tylnych łapach, które przemieniły się w kamień. Opierając się sile napastnika, starałem się nie dać zrzucić. Zobaczył, że to nic nie daje, zaczął mnie gryźć. Kłami poranił mój brzuch i przednie kończyny, szponami zaznaczył ślad na nosie i prawej stronie pyska. Cofnął się, by wziąć rozbieg. Skoczył na jego nieszczęście za wysoko, zahaczył jedynie zębami o moje ucho, po czym rozbił się na ostrych skałach w dole. Kichnąłem, kiedy poczułem napływającą krew do nosa. Dziki ślad pozostał na ścianie, z której wyjawił się potwór. Chcąc nie chcąc, musiałem chwilę poświęcić na zajęcie się gorszymi obrażeniami. Podleczyłem się odrobinę, mocą zatrzymałem paskudne krwawienie. Kulejąc jak najszybciej starałem się dogonić Layrę i ducha, akurat znaleźli jaskinię, gdzie możemy spędzić noc.
— Dobrze się spisałeś — poklepał mnie po ramieniu. — Masz szczęście, że mamy zapasy. Dam Enevi tego dużego królika, dobrze?
Mruknąłem, przytakując głową. Sam zadowoliłem się drobniejszym okazem, który o dziwo był bardzo smaczny. Ułożyłem się wygodnie w kącie, gdzie dogryzałem jeszcze kosteczki. Podniosłem głowę, nade mną stała wadera. Posłałem jej pytające spojrzenie, tym samym zlizując powierzchownie krew z pyska, która chyba należała do mnie.

Layra?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template