- Don't leave me here in the dark when it's hard to see.. Show me your heart, shed a light on me... If you love me, say so, if you love me say so.... - Nuciłam. Po głowie chodziła mi jedna, konkretna piosenka. Niedawno usłyszałam ją, nie wiem jednak, gdzie, ale bardzo mi przypadła do gustu. Słysząc jej pierwsze słowa, zakochałam się w niej. - You know I can't live without you, I'm on my knees.. Where are you now? Shed a light on me... If you love me, say so, if you love me say so.... - Coraz bardziej wkręcałam się w śpiew. Melodia sama grała mi w uszach, czułam to.
Merdałam ogonem w rytm muzyki. Zapomniałam o świecie istniejącym wokół mnie, którego i tak nigdy nie widziałam, nie widzę i nie zobaczę. Nagle, przestałam śpiewać, wmurowało mnie w ziemię. Usłyszałam szelest w krzakach. Tak jakby, czar prysł. Poczułam, jak wokół mnie zaczynają wirować ogniki. Zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony, starając rozpoznać zapach danej istoty. Z ulgą stwierdziłam, że to wilk. Z lekkim niepokojem, cofnęłam się o dwa kroki do tyłu. Wpadłam na kogoś. Powoli się odwróciłam, i zaczęłam cofać się w przeciwną stronę, stykając się z kolejnym wilkiem. Czułam się osaczona, i taka pewnie byłam. Usłyszałam śmiechy. Zaczęłam się niepokoić, i to bardzo. Wilki się o mnie ocierały, lub popychały. Cofałam się, aż wpadłam na coś twardego, długiego i grubego. Drzewo. Czułam, jak ogniki coraz szybciej wirują wokół mnie, jak ich nabywa. Wtem, usłyszałam piszczenie. Widocznie ogniki rozpoczęły atak. Zmrużyłam oczy, starając się zobaczyć jakiekolwiek plamki. Dostrzec mogłam jedynie dwie, szaro-czerwone plamki, które robiły się coraz mniejsze i mniejsze, aż zniknęły. Ogniki uspokoiły się, co znaczy, że wilki oddaliły się. Odetchnęłam z ulgą. Zrobiłam kroczek do przodu, a zaraz po nim następny i następny. Przez presję, straciłam orientację w terenie, nie wiedziałam, gdzie byłam. Starałam się wyczuć jakikolwiek zapach, bez skutku. Przez głowę przeleciała mi myśl, by zacząć krążyć po lesie i szukać kogokolwiek, kto by mógł mi pomóc wrócić do jaskini. Na terenach watahy musiałam być, poznaję tylko ten zapach. Zaczęłam iść naprzód, po cichu modląc się, by ktoś mnie znalazł, bym na kogoś wpadła. Po kilku chwilach marszu, wpadłam tylko w krzaki, nic więcej. Zapewne moje futro było całe w liściach, potargane i brudne, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Po kolejnych, dużo dłuższych chwilach, usiadłam na oszronionej trawie, spuszczając łebek w dół. Byłam zziębnięta i zagubiona. To już druga taka sytuacja, tylko, że w poprzedniej znalazła mnie Alfa, o tyle dobrego. Pewnie już nikt mnie nie znajdzie, umrę z głodu. Nie, Neytiri, nie myśl tak! Nie możesz być taką pesymistką! Na pewno ktoś Cię znajdzie, nie załamuj się! Och.. To na nic, głosiku w mojej głowie. Samotna łza spłynęła po moim poliku, zamarzając gdzieś w futrze. Wstałam, wytrzepałam się i zaczęłam iść dalej. Nie poddawaj się, Neytiri.. Nie poddawaj...
- Co Ty tutaj robisz? - Podskoczyłam, wydając z siebie krótki, niezbyt głośny pisk. - Nie powinnaś tutaj przebywać, to droga do Mrocznej Strugi.. - Mruknął czyjś głos. Spuściłam głowę, kopiąc łapą w śniegu. - Spływaj stąd. - Tyle było słychać po tajemniczym głosie, należącym zapewne do basiora.
- P-poczekaj! Czy.. Czy mógłbyś mnie odprowadzić do centrum watahy..? - Zapytałam nieśmiało, robiąc coraz większe wgłębienie w śniegu, aż dotarłam do zlodowaconej trawy.
- A tobie co, ślepa jesteś? Sama nie trawisz? - Warknął, widać niechętny do pomocy. Poczułam kolejną łzę spływającą po moim futrze. Wyczułam jego aurę, jak się zmienia. Z gniewnej i zirytowanej, w zaskoczoną, smutną. - Och.. Przepraszam, ja nie..
- Nic się nie stało. - Wytarłam łapą łzę, uśmiechając się smutno.
- Dobra.. Chodź. - Powiedział, i zaczął się oddalać. Podążyłam za jego zapachem.
Czułam, jak śnieg pod moimi łapami robi się coraz cieńszy, aż wcale. Zastąpił go bruk, po którym stąpałam już trzęsącymi się łapami z zimna. Gdy wyczuwałam już zapach mojej jaskini, przystanęłam.
- Dziękuję, i przepraszam za kłopot.. - Podziękowałam, lekko drżącym głosem.
- Nie, no co ty. Trafisz..? - Podpytał, na co pokiwałam głową. Poczłapałam w stronę mojej jaskini. Gdy tylko poczułam ciepło oraz puchaty dywan, rzuciłam się na niego, wtulając. Nareszcie ciepło, przyjemne ciepełko. Nagle, poczułam czyjąś obecność w jaskini. Poderwałam się z miejsca i zaczęłam węszyć. Z ulgą jednak uznałam, że to tylko ten sam basior, który mi pomógł. Miałam chęć podziękować mu jeszcze raz, jednak w mojej głowie pojawiła się myśl — Co on tu robi?
Ktoś..? Jakiś basior?