- Będę leniwa - stwierdziłam i powlokłam się do kaczki. Kalista zastosowała bardziej tradycyjny sposób - po prostu się rzuciła na kaczki. Pióra rozpierzchły się w powietrzu. Po chwili wyłoniła się z tej chmury, niosąc w pysku pozostałą dwójkę kaczek. Ja zajęłam się oskubaniem swojej. Ble. Pióra kaczek smakowały jak zjełczały tłuszcz. Na myśli miałam tylko "Serio?". Parsknęłam i wyplułam pióra, oskubywane za pomocą pyska. Podreptałam wzdłuż brzegu, szukając gliny. Nagle wpadłam w kupę błocka. Wspaniale. Wygramoliłam się z niej. Kątem oka stwierdziłam, że to rzeczywiście glina. No cóż. Nadeszła pora zastosować starą sztuczkę. Włożyłam kaczkę do błocka i natarłam ją nim. Lekkie spojrzenie w lewo potwierdziło jedno: Kalista gapiła się na mnie jak na kogoś nienormalnego. Skontrolowałam kaczkę i stwierdziłam, że błocko jest już wystarczająco grube. Wyjęłam kaczkę i leniwym krokiem podeszłam pod drzewo. Upuściłam kaczkę, która spadła na ziemię z mokrym plum!
- To glina. Kaczkę można tak upiec. Wystarczy natrzeć ją gliną i zostawić. Po upieczeniu pióra i cała reszta z wierzchu zostaną na glinie, przyklejone - jęknęłam leniwie. - I co? Rozpalasz już ten ogień?
- Ale ja nie... - Kalista zrobiła zdziwioną minę.
- Ja też nie, chyba że chcesz mrożonki - wzruszyłam ramionami.
Kalista? XD