- Rozumiem, że każdy odchodzi. Nikt już nie wraca, to też ogarniam, ale co się dziwisz? Jeżeli nawet nie chcesz rozmawiać, to po co mają wracać? - zacząłem swój kompetentny wykład. Nie chciałem jej dobijać, po prostu pewne rzeczy muszę jej uświadomić. Po co ktoś ma nawiązywać znajomość z waderą, która tego nie chce.
- Wiem, duchy to twoja rodzina. Ale jeżeli tylko z duszami będziesz rozmawiać to nie licz, że ktoś będzie chciał znajomości. Shante opuściła głowę i delikatnie nią pokiwała, na znak, że rozumie.
- Chcesz porozmawiać? - spytałem, próbując nawiązać jakikolwiek kontakt. Wadera tylko lekko podniosłą oczy, zerknęła i znowu wpatrzyła się w ziemię.
- Dobrze, jeżeli tak bardzo chcesz się mnie pozbyć, to właśnie Ci się udało - oznajmiłem zrywając się z ziemi. Odwróciłem się w przeciwną stronę.
- Możecie wrócić - zawołałem w niebo. Znowu dało się wyczuć mało przyjemną atmosferę, jaką wytwarzały duchy.
- Mi one nie przeszkadzają, ale ja przeszkadzam Tobie - odwróciłem się w jej stronę. Spojrzałem w jej oczy i powolnym krokiem ruszyłem w stronę terenów watahy.
Shante?