- Żyję - wstała, otrzepując się z ziemi.
- To, to ja widzę - zaśmiałem się delikatnie. Wilk, który ją zaatakował był dość mocnym przeciwnikiem, ale nie było problemu z pozbyciem się go. Ma się te sposoby.
Samica stała jak wryta i wpatrywała się w ziemię, co jakiś czas podrzucając kamyki w górę.
- Co tu robiłaś? - przysiadłem na trawie, bacznie obserwując ruchy wadery. Była chyba trochę zmieszana tym, że jakiś tam facet ją obronił. Nie mogłem jej tak zostawić, przecież by ją zeżarł, a nie chce mieć na sumieniu kolejnych wilczych krewnych.
- Jestem na terenie mojej watahy, właśnie zostałam do niej przyjęta - oznajmiła dumnie, prostując się.
- Ja chyba też do niej należę - posłałem jej oczko, wstając z ziemi. Przeciągnąłem się, ziewając, byłem troszkę zmęczony tym ratowaniem kobiet.
Wadera chyba tak średnio chciała ze mną rozmawiać, także stwierdziłem, że odpuszczę. Odwróciłem się i leniwym krokiem ruszyłem w stronę swojej jaskini.
Zatrzymałem się. Gdzie moje zasady? A przedstawić się kobiecie to już nie łaska?
Truchcikiem wróciłem do wadery, podając jej łapę.
- Twój książę z bajki to Neron - zaśmiałem się, delikatnie całując waderkę w łapę.
Ohoho, ale ze mnie dżentelmen.
Kiiyuko?