- A on właśnie nie do tego służy? - Odburknęła.- Coś ty za jeden?
Jednak ja nie odpowiedziałem. Dopiero teraz zacząłem się przyglądać twarzy wadery, uśmieszek mi nieco zbladł. Oko. Była ślepa na prawe oko. Heh, no to w czymś się rozumiemy.
- Witam niedowidzącą.- Zaśmiałem się.- Podałbym łapę, gdyby coś mi jej nie przygniatało.
Wadera docisnęła swój sztylet jeszcze mocniej.
- Ty mały....- Wycedziła przez zaciśnięte kły. Napierały na siebie tak mocno, że tylko czekałem aż szkliwo w końcu odpryśnie.
Chyba trafiłem w jakiś czuły punkt. Połowoczna ślepota? Oj, dajcie spokój! To nic złego, wiem z własnego doświadczenia.
- Mogłabyś czasem docenić te swoje mleczne oczko.- Westchnąłem znudzony. - Robi za ciebie więcej niż sądzisz.
Zademonstrować? Z przyjemnością.
Zamknąłem zdrowe oko dosłownie na sekundę, żeby to ślepe mogło się skupić. Na ułamek sekundy wszystko co dotąd widziałem, znikło, a na jego miejsce wszedł pozornie ten sam obraz. Wszystko było szare i półprzezroczyste, ale we wnętrzu sylwetki wilczycy dostrzegłem kulę niebieskiego światła. Niebieskie języki ognia muskały jej duszę z taką finezją, że misiałem bić się z myślami, żeby jej nie skosztować....Chyba mam wyjątkowo słabą wolę. Chyba nic się nie stanie jak jej nieco skosztuję?
Wgryzłem się w nią, bez pohamowania. Jej dusza straciła swój ideanie kulisty kształt, zaczęła falować jak tafla wody do której wpadł głaz. Jej energia była prawie namacalna, tak bliska, a jednak na tyle odległa, że nie mogłem jej dotknąć. To znaczy, nie dosłownie, moje cielesne zęby nawet jej nie musnęły. Tu chodzi o kontakt dusza z duszą, ktorego nie da się zobaczyć gołym okiem. Można je tylko p o c z u ć. Jej duch smakował wieczornym powietrzem oraz orzeźwiajacą, nocną rosą. Była dziwnie lodowata, ale nie na tyle, by móc mrozić krew w żyłach. Jednak...ostatecznie miała gorzko-słony posmak. Gorycz bólu i cierpienia odcisnęła już na waderze swoje piętno, doprawiając ją słonymi łzami. Aż się niemiło robi na języku.
Oderwałem się z trudem i otworzyłem drugie oko. Momentalnie wszystko wróciło na miejsce, obraz odzyskał kolory, a jej dusza zniknęła pod warstwą z futra i mięsa. A to wszystko w ułamku sekundy.
Wadera chyba poczuła już skutki mojego małego niepohamowania. Mroczki przed oczami, zawroty głowy, no i to nieodparte uczucie pustki w środku. Na szczęście wszystko znika tak szybko jak się zaczęło.
- Gadaj, kim jesteś?- Jej głos nieco złagodniał.
- Ja? Oh, nikt ważny. Mały, skromny inżynier naszej watahy.
Na tę słowa wadera odsunęła ostrze od mojej szyji.
- Czyli wszyscy zadowoleni? Świetnie!
Z uwagi na to, że wilczyca do tej pory cały ciężar ciała opierała na przednich łapach, blisko mojej szyi, tylne nie wywierały już takiego nacisku. Wystarczył lekki kopniak godny kangura i zaskoczenie zwalało ją z nóg. No...może niekoniecznie. Lekko się zachwiała, ale to wystarczyło, by dołem wyślizgnąć się spod wadery.
Otrzepałem futerko z kurzu i piachu, poprawiłem ogromne gogle na czole i odwróciłem się do...no właśnie. Kogo?
- Miło się gadało, naprawdę.- Tak, ton głosu wręcz miał być przesycony szyderstwem. - Ale niestety czas goni, nie mam czasu na zabawy w zapasy.
Sierra?