6 sierpnia 2017

Od Ingreed cd. HG

- Chcę coś w zamian - dodałam, przyglądając mu się uważnie. 
Przez chwilę tkwił bez ruchu. Słychać było jedynie nasze oddechy, a w powietrzu nadal unosił się słodki zapach. 
- A co? 
Uśmiechnęłam się tajemniczo i wstałam, delikatnym gestem strzepując z siebie kurz. 
- Zaraz wrócę, ok? - zapytałam i, nie czekając na odpowiedź, wyszłam, a na moim pysku mimowolnie zagościł uśmiech. 

- O, Ingreed - zza regału wyłoniła się moja siostra, rzucając mi szybkie spojrzenie znad sterty buteleczek. - Myślałam, że przyjdziesz jutro. 
- Taki miałam zamiar - weszłam do środka i zmierzyłam wzrokiem pierwszy lepszy regał. - Świeża dostawa? 
- Mhm - mruknęła, czytając skład niebieskawej fiolki - właśnie próbuję to uporządkować. 
Uśmiechnęłam się lekko, ale ona nawet tego nie zauważyła. Dopiero gdy byłam tuż obok niej, zeskoczyła z prowizorycznej drabinki i uśmiechnęła się szeroko. 
- Czyli to, o co prosiłaś? 
Przytaknęłam, przestępując z łapy na łapę. Ruszyła do jednej z wysoko ustawionych półek i stanęła na dwóch łapach, wyprężając się. Zgrabnym ruchem zrzuciła buteleczkę łapą i wylądowała na ziemi, chwytając ją w zęby. Zrobiła to na tyle lekko, że cienkie szkło nie roztrzaskało się. Zawiesiłam wzrok na upragnionym przedmiocie i próbowałam uporządkować sobie wszystko w głowie. 
- Wypije to? - zapytał cicho, lecz nie zwróciłam na jej słowa większej uwagi. Dopiero po chwili otrząsnęłam się i skierowałam na nią rozbiegany wzrok. 
- Mam nadzieję. 
Kiedy fiolka wylądowała w mojej torebeczce, posłałam jej wdzięczne spojrzenie i wyszłam, żegnając się. 
- Powodzenia! - usłyszałam, ale już się nie odwróciłam. 
Dziękuję, przyda się, pomyślałam i szybkim krokiem ruszyłam do narzeczonego. 

- Harbinger! - zawołałam, wchodząc do jaskini. 
- Jesteś wreszcie - mruknął i przylgnął do mnie, lekko trącając mnie ucho nosem. - Gdzie byłaś?
- Pogadajmy, dobrze? 
- O czym?
- Wiesz o czym - westchnęłam i spojrzałam na wyjście. Ciemne chmury powoli kotłowały się, zapowiadając nieuchronną ulewę. - Spójrz, będzie padać. 
- In - mruknął mi do ucha - teraz ty zmieniasz temat. 
Jęknęłam. Miał rację. 
- Chcesz teraz o tym gadać? I co to był za warunek?
Niepewnie zagłębiłam się w zieleń jego oczu, uspokajając oddech. 
- Chcę ślubu. Jestem gotowa. 
Nie odezwał się, odwracając wzrok. Nie był jednak onieśmielony, a zmarszczone brwi wskazywały na to, że poważnie się nad tym zastanawia. 
- Jesteś pewna? Wiesz, że nie chcę cię przymuszać. Sam zresztą nie jestem pewny... - podeszłam do niego i przytknęłam swoje czoło do jego. Zamilkł. 
- Jestem. Kocham cię, Harbingerze. I... - przygryzłam wargę, wahając się chwilę - jeśli tylko ci to odpowiada, jestem gotowa na szczeniaki. 
Uśmiechnął się lekko i zamknął oczy. Otworzył je dopiero po chwili, wpatrując się we mnie. Nadal tkwiliśmy oparci o siebie. 
- A ten warunek? 
Niechętnie odsunęłam się od niego i wyciągnęłam z kieszeni skórzanej torby fiolkę. 
- Masz to wypić. 
Znów zmarszczył brwi, wpatrując się naprzemiennie we mnie i przedmiot. 
- Co to jest?
- Fiolka nieśmiertelności. 
Zapadł cisza, która dzwoniła mi w uszach. Spuściłam łeb i dałam mu czas. 
- Ja... po prostu nie chcę, żebyś znów mnie opuścił. Nie chcę zostać wdową ze szczeniakami. Nie zniosłabym kolejnego pożegnania. 
Zacisnęłam oczy, hamując łzy, które zalśniły mi w oczach na myśl o jego śmierci. Po kilku ciągnących się minutach otworzyłam je i uniosłam wzrok, odważając się na niego spojrzeć. 

Harbingerze? PS. Czerwone, jeśli pamiętasz o co chodzi :x

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template