- Troskliwy jesteś. - powiedziałam szturchając go bokiem i powoli wstałam. Wciąż czułam niezmierny ból, każdy krok był dla mnie udręką. Jednak starałam się to ukryć, aby nie wyjść na słabą. Ruszyliśmy w stronę centrum, robiło się już ciemno. Nie przepadam za mrokiem, tak właściwie to mam lekki lęk przed ciemnością. I to jest jedyne, czego tak bardzo się boję. Nigdy nie wiesz, co czyha w ciemnościach. To jest w tym takie przerażające. Szliśmy powoli jakąś ścieżką, ja nie zbyt orientowałam się jeszcze na tych terenach ale ufałam Zefirowi, który mieszka tu już od dzieciństwa. Szłam lekko za nim, i co chwilę rozglądałam się dookoła. Poczułam, że nie jesteśmy sami. Przyśpieszyłam nieco, dorównując kroku białemu basiorowi. Spojrzałam na niego i powiedziałam cicho.
- Ktoś nas śledzi.
Byłam pewna, że to jakiś stwór i za chwilę będzie chciał nas zaatakować. Zaczęłam nerwowo się rozglądać i w pewnym momencie zawiesiłam wzrok na jakichś oczach w krzakach. Stanęłam jak wryta i zamrugałam kilkakrotnie. Obok mnie stanął Zefir.
- Co tam jest? - zapytał.
- Tam coś siedzi, widzisz? - wskazałam łapą na krzaki, i po chwili usłyszałam odgłos łamiących się krzaków. Przywarłam do łapy samca i przytuliłam ją z całej siły tłumiąc w sobie krzyk.
Zefir? Co to, a może kto to był?