- Może nie usłyszałeś... Jestem Shante.
- Jeffrey - odpowiedział i skierował na mnie wzrok. Czułam u niego coś... Dziwnego. Tylko nie wiedziałam co. Zmarszczyłam się lekko i zaczęłam machać ogonami. Jeden z duchów na niego spojrzał, a potem na mnie. Ten przytaknął ze spokojem. Czułam wtedy, że w razie czego mogę mu zaufać. Odwróciłam głowę, zatrzymując ogony. Bez słowa zaczęłam się oddalać.
- Shante?
- Tak?
- Wszystko w porządku?
- Tak - zamknęłam oczy i poszłam przed siebie. Zmieniłam się w ducha i poszłam w stronę fal.
****
Usiadłam przy brzegu, patrząc jak fale muskają brzeg. Lekki zapach wody i zimna bryza idealnie mnie odświeżała. Nie byłam już w formie ducha, a w swojej fizycznej formie. Wyciągnęłam głowę do góry, dając się oświetlić słońcu. Czerpałam z niego energię, bym mogła się jakby naładować na kolejną noc. Usłyszałam czyjeś kroki. Lekko ucho mi drygnęło, lecz nie zmieniłam pozycji. Basior usiadł obok mnie. Siedzieliśmy w ciszy. Nikt z nas nie chciał rozmawiać. Zmarszczyłam lekko brwi i opuściłam głowę. Nie patrzyłam na nic. Miałam zamknięte oczy i nie miałam zamiaru ich otwierać.
- Shante...
- Co? - spojrzałam na niego, czekając aż zada pytanie.
Jeffrey?