-Skąd znasz to miejsce?
Wadera otrzepała się z wody jak rasowy piesek.
- Czystym przypadkiem natknęłam się na nie parę tygodni temu. Wyglądało na opuszczone.
Woda skapywała z mojego futra, tworząc kałuże na kamiennej posadzce. Nie musiałem wpadać do wody, by podczas burzy solidnie zmoknąć. A właśnie, burza nadal szalała nad naszymi głowami. Każdy kolejny grzmot zdawał się trząść stalaktytami.
- Coś czuję, że ulewa potrwa całą noc.- mruknąłem nieco smętnie.- Trochę czasu nam zleci w tej jaskini.
- I ty jeszcze narzekasz. Jak chcesz możesz postać w tym deszczu, na pewno będzie ci przyjemniej niż tutaj.
Chociaż odzywki wilczycy były równie ostre co przedtem, ton głosu nie wskazywał na to, że mówi to na poważnie. Zdawało mi się nawet, że widziałem pod jej nosem cień uśmiechu.
Czy czułem się zwycięsko? Jak nigdy!
Chciałem zrobić kolejny krok, ale łapa nie chciała się oderwać od podłoża. ,,Co jest''- Wdepnąłem w dosyć solidną pajęczynę.
- Poczekaj no sekundę..- Zacząłem się szarpać z klejącymi nićmi, ale one jak rzep uczepiły się mojego futra. W końcu pajęczyna pękła, ale jej resztki oblepiły mi łapę.- ...po prostu cudnie.
- Coś przyduże to jak na pajęczynę. - Wadera podeszła bliżej.- Nie dziwi cie to?
- Daj spokój!- Machnąłem na to łapą. Pajęczyna duża czy mała, co za różnica. I tak każdego pająka mógłbym zmiażdżyć w łapie.
- Jak tam wolisz. Chodź już lepiej, poszukamy jakiegoś kawałka suchej ziemi.
Wliczyca trąciła mnie delikatnie i sama ruszyła wzdłuż korytarza. Skręciła za róg i zatrzymała się jak wryta.
- Em...kolego? Choć no tu na chwilę.- Jej głos lekko drżał.
Jak na zawołanie podbiegłem do niej i wychyliłem się zza ściany- cały korytarz był oblepiony białą pajęczyną, od podłogi aż po sufit.
- Tego tu nie było wcześniej.- Wadera zmarszczyła brwi.
- Takich sieci przecież nie plecie się w jeden dzień.
- Za to parę tygodni na spokojnie wystarczy.
No tak- ,,parę tygodni temu''. Czy coś jeszcze pominąłem?
Odwróciłem się w stronę wyjścia, ale przywitały mnie setki czarnych oczek wpatrzonych w nasze skromne osoby. Jakie słodziaki! Banda mini-pajączków zaczęła wychodzić ze szczelin, by zobaczyć, kto im poniszczył sieci. Czy wyglądały na wkurzone? Nie za bardzo. Bardziej na wygłodzone bestie.
Szturchąłem waderę, a ta obrzuciła mnie wzorkiem.
- Weź trochę delikatniej, jak już masz mnie bić.- Potem zauważyła dywan z pająków, a jej łapy zrobiły instynktowny krok w tył- prosto na pajęczynę.
Cała pajęczynowa konstrukcja zawibrowała od ciężaru wilczycy, a co nad nami zaczęło się ruszać. Ogromny, szaro-fioletowy kształt spuścił się na nici z sufitu, pomimo swojej masy był pełen gracji. Małe pajączki zaczęły charczeć jak dziki tłum, a gromna postać stanęła przed nami w całej swej okazałości. Pająk miał ponad dwa metry, a jego rozstaw odnóży sięgał co najmniej czterech. Na odwłoku fioletem zaznaczono dziwny symbol, każda z ośmiu nóżek była ostra jak sztylety. Jednak w miejscu, gdzie mogłaby być osadzona pajęcza głowa, wyrastało ciało kobiety o niezbyt łagodnym spojrzeniu. Czarne jak heban włosy miała upięte w luźny kok, a dwa niesforne kosmyki znad skroni okalały jej bladą twarz. Z boku głowy nosiła czarny kapelutek z ozdobną różą tego samego koloru. Jej oczy były nieco przysłonięte przez ciemną woalkę, wpiętą pod nakrycie głowy. Miała pełne,czarne usta, które idealnie współgrały z bielą jej cery. Jej ciasno upięty gorset był obszyty elegancką, gotycką koronką- krótko mówiąc, prawdziwa z niej czarna wdowa.
- Goście już chyba nigdy mi nie dadzą spokoju...-wymamrotała, omiatając nas swoim jadowitym spojrzeniem.- Nawet się na bal nie dadzą przyszykować. Co za banda natrętów!
Sierra?