***
Po dość sytym posiłku natrafiłam na kolejne ślady marszu. Tym razem było ich więcej i były świeże, gdzieś w głębi lasu paliło się małe ognisko. To była moja szansa. Truchtem przemierzałam leśną drużkę, wydeptaną, jak mi się wtedy wydawało, przez liczne stado wilków. Zatrzymałam się sto metrów od obozowiska, żeby mieć dobrą widoczność, lecz zarazem nie rzucać się w oczy. Było pusto. Jeśli to kolejna zasadzka... Kiedy ich znajdę jeszcze mnie popamiętają. Wyszłam z ukrycia i nieśpiesznie rozejrzałam się po zagajniku. Nagle zza krzaków ktoś wyszedł. Była to dość wysoka postać o mocnej posturze.
- Przedstawiciel Watahy Smoczego Ostrza - bardziej powiedziałam, niż zapytałam.
- Owszem, a ty to kto?
Nieznany mi osobnik podniósł podejrzliwie łeb, w tym samym czasie przyglądając mi się z zainteresowaniem. Nie miałam ochoty na pogaduszki. Skoro wilk należał do watahy, musiał mnie zaprowadzić do braci. Wyprostowałam się najbardziej, jak mogłam i uniosłam dumnie łeb.
- Zaprowadź mnie do Harbingera Ghost'a.
Zechce ktoś poratować biedną Kaomę?