– Nie chciałabym przeszkadzać, więc może już pójdę... – Spojrzała gdzieś w bok, na chwilę nieruchomiejąc.
Odchrząknęłam i już miałam zaprzeczyć, ale byłam wszystkim naprawdę zmęczona. Przymknęłam na chwilę oczy, zbierając chaotyczne myśli i starając się sklecić rozsypane słowa w konkretne zdania, tak, aby miały jakikolwiek sens.
– Dziękuję – odparłam po chwili, przywołując na pysk wyuczony uśmiech. Czułam pulsowanie w głowie i wiedziałam, że muszę się położyć. Po kilku uprzejmych zwrotach wadera skierowała się do wyjścia, uważnie stawiając łapy i unosząc łeb ku górze. Wydawała się zestresowana; odprowadziłam ją wzrokiem i czekałam, aż w pomieszczeniu przestanie unosić się jej zapach.
Cisza zawisła w powietrzu. Zanim Harbinger zdążył cokolwiek powiedzieć, ja osunęłam się po ścianie na materac i przymknęłam oczy, wsłuchując się w równy rytm mojego serca. Znów zatopiłam się w zimnie, odczuwając je każdą komórką ciała.
– Myślałem, że dłużej porozmawiacie – mruknął, podchodząc bliżej.
– Przepraszam – powiedziałam automatycznie. Wyszło to wyjątkowo cicho i niepewnie. Basior poruszył się niespokojnie, jakby chciał powiedzieć, że nie o to mu chodziło; nie odezwał się jednak i tylko wsłuchiwał się w mój oddech.
– Wszystko w porządku?
Otworzyłam powoli oczy. Przez moment przyzwyczajałam się do światła, które wpadało przez szczeliny razem z zimnym powietrzem, lecz nadal musiałam przymrużać powieki. Choć drżałam, świeże powietrze wydawało się wybawieniem i z lubością wyciągałam szyję, aby nabrać go jak najwięcej w płuca.
Pytanie basiora wydało mi się ironiczne – bo jak niby ma być wszystko w porządku? – jednak nie skomentowałam tego, doskonale wiedząc, co ma na myśli. Odchrząknęłam i spojrzałam w jego stronę, napotykając jego wzrok. Znów topiłam się w zieleni jego oczu, która, choć przygasła, nadal była jedyną pewną rzeczą na tym świecie. Choćby wszystko się waliło, wiedziałam, że zawsze będę mogła otulić się ich toksyczną barwą.
– Powinnam wychodzić na spacery – oznajmiłam, znów zbyt cicho, odwracając przy tym wzrok. Zawiesiłam go gdzieś na chropowatej powierzchni ścian i obserwowałam, jak niewielka strużka wody spływa pomiędzy wgłębieniami.
– Widziałem, że opuściłaś już wcześniej jaskinię – odparł, zdecydowanie bardziej pewnie niż ja. Choć nie było w tych słowach nic złośliwego, ubodły mnie; czułam, jak oblewa mnie fala żalu.
– Też cię widziałam.
Znów skrzyżowaliśmy spojrzenia. Wiedział, o czym mówię. Nie powinnam być zazdrosna, bo już parę razy rozmawialiśmy o tym, że nigdy nie będziemy razem. Kochałam go bardziej niż kogokolwiek innego, a on wydawał się ode mnie uzależniony; i choć ciągnęło nas do siebie, tak, jakby każdy z nas był magnesem, ostatecznie oddalaliśmy się, by znów się schodzić. To wszystko wydawało się komedią, którą bogowie oglądają zza chmur z wypiekami na pyskach.
– Kochasz ją – mruknęłam i choć miało to być pytanie, wcale tak nie zabrzmiało. Basior nie wydawał się poruszony. Jego pysk przedstawiał obojętność, postawa była luźna, ale ktoś, kto zna go tak dobrze, jak ja, zauważyłby oznaki zdenerwowania: drgnięcie powieki, delikatne zaciśnięcie zębów, prawie niezauważalne poruszenie pazurami. Przełknął ślinę, doskonale wiedząc, do czego zmierza ta rozmowa.
Pomimo słów, które wypowiedziałam, byłam wyjątkowo spokojna. Powiem więcej – przez chwilę nawet czułam ulgę i choć była podsycana zazdrością, udało mi się opanować. Możliwe, że się tego spodziewałam; możliwe też, że to zasługa mocnych leków nasennych i ziół, które miałyby zniwelować ból. Choć z fizycznym nie szło tak dobrze, widok uśmiechniętego Harbingera i innej wadery nie zabolał tak, jak się spodziewałam.
– Nie wiem, co odpowiedzieć.
– Też bym nie wiedziała.
Cisza znów przelewała się pomiędzy nami, praktycznie się materializując. Szare drobinki kurzu unosiły się w powietrzu i opadały w dół, oświetlane przez delikatne wiązki światła.
– Kocham cię – powiedziałam, a słowa ugrzęzły w przestrzeni między nami.
„Ja ciebie też”, mówiły jego oczy, lecz ciało zaprotestowało.
– ...ale nie chcę być przeszkodą – dokończyłam po chwili. Nie patrzyłam już na niego i skupiałam się tylko na oddychaniu.
Pomimo braku wyjaśnień Harbinger wiedział, że chodzi mi o Coral. Możliwe, że oprócz niej były jeszcze inne wadery, które zawinął wokół siebie i którymi się bawił, tak, jak lubił.
Tym razem cisza była wybawieniem.
Harbingerze?