Powinnam wstać i zapanować nad sytuację, wiedziałam to doskonale, lecz gdzieś w przodzie majaczył uniesiony łeb mojego brata i czułam, że mogę doprowadzić tę sprawę do końca. On się wszystkim zajmie, pomyślałam. Wdech i wydech, wpatrywałam się w błyszczące oczy basiora. Wyparłam zamieszanie z głowy, stało się tylko urozmaiceniem, tłem do tego, w czym brałam udział.
- Skąd to masz? - powtórzyłam powoli, z naciskiem.
Pokręcił głową, jakby zaprzeczał temu wszystkiemu. Jakby zaprzeczał istnieniu tej księgi i na starcie zaznaczał, że nie ma nic wspólnego z ewentualnym zamieszaniem.
- Nie wiem, Kesame - niski głos dźwięczał w uszach - naprawdę nie wiem. O co chodzi?
Przeciągłe westchnięcie. Zamknęłam oczy i zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, co mogę zrobić.
- To zaklęcie, któ... - zaczęłam, odwracając wzrok gdzieś na bok. To był błąd. Oczy Alpina rozszerzyły się gwałtownie i rzucił się na mnie, przewracając obojga na ziemię.
Drażniący skrzyp kółek u moich łap, cichy jęk i głuche uderzenie o ziemię. Basior górował nade mną, przygwoździł mnie teraz do podłoża i spoglądał. Blizny i rany, z których nadal sączyła się krew, majaczyły przede mną, tworząc zawiłe wzory. Było w nich coś hipnotyzującego, coś co odwracało uwagę od zimnej ziemi i pulsującego bólu w skroniach.
Oprzytomniałam i w całym tym natłoku myśli rozejrzałam się po pomieszczeniu. Jak to możliwe, że teraz nikogo tu nie ma?
Smakowałam ciszę, która jak mgła opadła na nas i otulała tajemnicą. Byliśmy tylko my, zagubieni w całej tej chorej sytuacji.
- Dlaczego? - wychrypiałam, choć w gardle czułam drapanie. Irytacja rozlała się po całym moim ciele, od czubka głowy, przez kręgosłup, do ogona i łap, pazurów. Krążyła teraz po moim organizmie razem z krwią. - Co się stało?
Skrzywił się, przez co jego pokiereszowana twarz nabrała jeszcze bardziej przerażającego charakteru. Nie patrzył już na mnie.
- Nie mów... - odwrócił głowę. Skulił się w sobie, choć nadal wydawał się groźny. Coś było nie tak.
Odczuwałam wszystko jak przez mgłę, jakbym była jedynie biernym obserwatorem. Zmysły wydawały się teraz mieszać; słyszałam kształty, widziałam zapachy, dotykałam dźwięków. Nie tylko jemu namieszało się w głowie.
Wyczuwałam drganie podłoża, jakby ktoś puścił głośną muzykę, od której wszystko nieznacznie się trzęsie. Mój wzrok prześlizgnął się do moich łap - utrzymujące je koła były teraz wygięte, może nawet niesprawne. Uświadomiłam sobie, że czuję mrowienie całego ciała.
- Alpin - warknęłam, starając się unieść na przednich łapach. Zaraz po tym wypowiedziałam jeszcze parę przekleństw, które pozostawiły w ustach gorzki smak.
- Potrzebuję... ciszy... - mruczał gardłowym głosem. Jego oczy były zamknięte, jakby ścianą z powiek chciał odgrodzić się od wszystkiego. Świat wirował, tworzył spiralę, a potem na chwilę stanął i wszystko wróciło do normy. Zamrugałam kilkakrotnie. Trzy, może cztery razy. Może pięć. To nie miało teraz znaczenia. Czułam ciepło jego oddechu, kiedy tak nade mną stał.
Odbił się i odskoczył ode mnie jak poparzony, dając mi swobodę ruchów. Oparłam się na przednich łapach i tym razem udało mi się unieść nieco wyżej. Spoglądałam na niego wyczekująco; nie chciałam nic mówić, widziałam, że tak głośne dźwięki jak mowa sprawiają mu ból. A może chodziło o same słowa? Moje spojrzenie niosło jasny komunikat: "Co się dzieje?", a on doskonale to rozszyfrował. Szkoda, że sam nie znał odpowiedzi na to pytanie.
Coś znowu było nie tak, jakby ktoś z nas kpił, wpychając w sam środek magicznych anomalii. Straciłam grunt pod łapami, wydawało mi się, że spadam, chociaż przecież moje łapy były pewnie postawione na ziemi. Gdyby nie wojna, gdyby nie smoki i to wszystko, co było jej następstwem, zapewne pomyślałabym, że to czyjaś magia. Szkoda, że teraz nic nie było takie proste.
- Chyba już w porządku.
Rozkoszowałam się tymi słowami, jednocześnie rozglądając się na boki. Zaczęłam dostrzegać wilki, które znów zapełniły okolicę. Nagle zrobiło się ciasno i duszno.
- To teraz mów mi, skąd masz tę księgę - powiedziałam, zbyt zmęczona i zagubiona, by bawić się w słowne gierki. Chciałam tylko dostać konkretne informacje.
- Problem w tym - odparł dość ostro - że nie mam pojęcia.
- Dlaczego oburzyłeś się tak na samo wspomnienie - tu zatrzymałam się na chwilę, nie wiedząc, jak znów zareaguje - o... hm... tym zaklęciu?
Uniósł jedną brew. Wyglądał, jakby skupiał się teraz tylko na tym - na marszczącej się skórze ponad okiem.
- Jestem cholernie zagubiony.
Przytaknęłam na te słowa. Nie wiedziałam do końca dlaczego, skoro nie były one nawet pytaniem, a luźnym stwierdzeniem rzuconym gdzieś w otchłanie wszechświata.
- Dlatego musimy szybko dowiedzieć się, o co chodzi. - Delikatny wiatr poderwał do lotu kupkę czerwonobrązowych liści, które teraz opadały swobodnie na skały. - Bo wiesz, Alpinie, ta książka należała do mnie.
Odchrząknął, jakby coś zaległo mu w płucach. Spoglądał na mnie dość zagadkowo, jego wyraźna sylwetka przebijała się na tle zmokłych grud ziemi.
- Chyba musimy poważnie porozmawiać.
Alpinie? Pogmatwałam, ale rzeczywiście na początku nie wiedziałam, co pisać :D