Wędrowałam przez morze piasku już od dobrych paru dni. Kto by pomyślał, żę pomiędzy śnieżnymi górami a jakimkolwiek pasem zieleni nie rozpościera się nic prócz bezkresu pustyni? Na zachód piasek, na wschód piasek, na południe piasek, a na północ- spieczony słońcem gruz. Może jeszcze od czasu do czasu jakaś krowia czaszka jako symbol mojego marnego żywota, ale poza tym; jedno wielkie NIC. Miałam tej pustyni już serdecznie dosyć.
Mozolnie stawiałam łapę za łapą, które po kostki zapadały się w gorącym piasku. Żar lał się z nieba bez przeszkód, gdyż na niebie nie było nawet jednej chmurki. Ani jednej, kurka wodna. Za to stada sępów nieźle uzupełniały tę pustą przestrzeń.
Latały mi nad głową zataczając ogromne kręgi, skrzecząc i nawołując swoich towarzyszy do przyszłej uczty. Gdyby tylko leżało tu coś, czym możnaby było rzucić to z miłą chęcią odstrzeliłabym tym ptaszyskom te ich puste, łyse łby... Niestety był tu tylko piasek. W końcu to pustynia idiotko.
Usłyszałam cichy świst. Coś nade mną. Wiedziałam, to te cholerne ptaszyska! Zadarłam łeb ku niebu i od razu skrzywiłam się od blasku słońca, który wypalał mi gałki oczne. Zamrugałam, przetarłam oczy, ale żadnego sępa pikującego w moją stronę nie zauważyłam. Wszystkie zlatywały się wokół laguny. Laguna i rządek palm…czekaj, co?! L-laguna? Albo ja już widzę fatamorgany, ale ktoś sobie robi ze mnie jaja.
Pokuśtykałam niezdarnie w stronę błękitu wody, lewa łapa zatonęła w piasku, tylne wypruły na przód i resztę drogi przeszłam turlając się po wydmie. Podniosłam obolałą głowę i z radością przejrzałam się w błękitnej tafli wody- a później zanurzyłam w niej spieczony słońcem łeb. W międzyczasie jakiś sęp usiadł mi na karku.
- Hej!- Podskoczyłam jak poparzona.- Trzymaj dziób przy sobie!
Jednak ta wredota wcale nie wyglądała, jakby miała zamiar wydłubać mi oczy. Jej kumple zlatywały się nad innym ciałem, które leżało na przeciwległym brzegu laguny. Bezpostaciowa kupa brązowego futerka była do połowy zanurzona w zbiorniku, jednak nie barwiła wody na czerwono. Musiały jej jeszcze nie ruszyć.
Wczołgałam się do niebiańsko chłodnej wody i poddpłynęłam do zwłok. Byłam ledwo żywa i prawdopodobnie już z jednym udarem na koncie, ale nawet MI udało się zauważyć, że to wilk. Wilczyca. Czekaj, czy my się znamy?
Lumen? Co cię tu przywiało? :y