26 czerwca 2018

Od Inveth cd. RF

Jego ciało jeszcze chwilę wiło się w konwulsjach tuż obok moich stóp. Podobał mi się ten taniec śmierci, drganie łap w kałuży gęstej krwi i desperackie próby zaczerpnięcia powietrza. Napawałam się widokiem wpatrzonych w dal, zamglonych oczu. Kiedy wszystko się skończyło, nastała głucha cisza, jak gdyby świat opłakiwał dwóch basiorów; ja wiedziałam jednak, że to nie ma znaczenia. Każda śmierć boli tylko przez chwilę, a pamięć o wilkach przemija wraz z pokoleniami. Życie jest jak malutki kryształ, który bardzo łatwo rozkruszyć, a ja zniszczyłam właśnie dwa, których odłamki unosiły się wokół i wirowały, zatracając mnie w zapachu krwi i śmierci.
– Słodkich snów – mruknęłam i zatopiłam łapę w kałuży jelit. Wszystko było takie lepkie.
Podeszłam do strumyka, naznaczając ziemię krwawymi odciskami. Wcześniej ktoś tu był, z pewnością. Czułam obcy zapach pozostawiony nieuważnie na kamieniach i trawie, ale zignorowałam go. Seele leżał pod wodą, zahaczony o kamienie, tak, że nie odpłynął z nurtem. Wpatrywał się w górę z przerażeniem i pewną ulgą, przez którą po moim pysku przemknął cień uśmiechu.
Myślałam — a wręcz byłam przekonana — że po jego śmierci poczuję smutek i żal, że będą łzy i tulenie się do jego futra, ale teraz jedynie byłam wdzięczna, że nie odpłynął i nie muszę go szukać. Przeskoczyłam na drugą stronę, tak, aby nasze spojrzenia skrzyżowały się. W nieruchomym spojrzeniu było więcej mojego brata niż kiedykolwiek wcześniej. Wyciągnęłam go, uważając, aby nie napić się wody.
Jego serce już nie biło, nie spełniało swojej funkcji. Chciałam się do niego przytulić, aby choć częściowo zachować się tak, jak powinnam, jednak w ostatnim momencie, kiedy już stałam nad nim nachylona, wbiłam pazury w jego łapę i przejechałam wzdłuż niej, rozcinając skórę i mięśnie. Z żył wypłynęła krew, zabarwiona na miodowy odcień. Pachniała siarką. Osunęłam się na ziemię i jeszcze przez chwilę tkwiłam tak wśród dwóch poszarpanych ciał, wdychając metaliczny zapach i brodząc w morzu lepkiej cieczy. Wszystko zdawało się stać w miejscu i tylko w mojej głowie chaotyczne myśli zderzały się o siebie, kreując jeden obraz — zabiłam ich i to mnie cieszyło.
– Zabili się wzajemnie – oznajmiłam bez większych emocji, stojąc naprzeciwko ojca. Wpatrywał się we mnie w osłupieniu, lecz nie wydawał się zbytnio zasmucony. Jeździł wzrokiem po plamach krwi na moim ciemnym futrze i wypalał niewidoczne ślady.
Kłamstwo przyszło mi wyjątkowo łatwo i sprawnie. Haringer zawsze wiedział, że jego syn nie jest do końca normalny i kiedyś tak to się skończy; czekał na ten moment z wrodzoną obojętnością. Nie byłam w stanie stwierdzić, czy mi wierzy, tak, jak nigdy nie byłam w stanie stwierdzić, czy kocha naszą trójkę.
Parsknęłam w duchu śmiechem. Kiedyś trójkę, teraz tylko mnie. Bracia skończyli poszarpani i niedługo obydwoje spotkają się pod ziemią, aby pozostać tam już na zawsze.
Wieczność. Wpatrywałam się w surowe oblicze basiora, którego natura nakazała mi nazywać ojcem. Marszczył brwi i myślał nad moimi słowami.
– Czy mogę zabrać ich czaszki? – zapytałam cicho, jednak pewnie. Mogłam ukraść je wcześniej, ale nawet ja znałam podstawowe zasady moralne i wiedziałam, że o coś takiego trzeba się zapytać.
Dobrze, że nie musiałam pytać o zgodę w momencie rozszarpywania ich ciał.

Tatusiu?

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template