Czułam, jak cała w środku powoli zaczynam wrzeć. Nie dałam tego jednak po sobie poznać, zachowałam obojętną minę.
- Zacznijmy od tego, że nie jestem żadną smarkulą - warknęłam, zgrzytając zębami. - Mam 15 lat i zdecydowanie więcej rozumu.
Jej brew drgnęła nieco, prawie niezauważalnie. Zęby wadery także się zacisnęły. Widziałam, jak drga jej brew, a oczy zwężają się niebezpiecznie. Wszystko wskazywało na to, że zaraz wybuchnie.
Nie musiałam długo czekać. Wpatrywałam się w nią wyzywającym wzrokiem i czekałam, aż znów rzuci mi się do gardła.
W kilka sekund dopadła do mnie i złapała za szyję, zaciskając na niej zęby. Tym razem byłam przygotowana i podcięłam jej łapy, wytrącając z równowagi; po chwili wadera leżała na ziemi, a po moich łapach ściekała ciemnoczerwona ciecz - zdecydowanie był remis. Wzięłam głęboki wdech. Uderzył we mnie zapach krwi i deszczu.
- Już się uspokoiłaś? - zapytałam, kiedy ta podnosiła się na przednich łapach. Spojrzała na mnie spode łba, jej wzrok starał się przepalić mi skórę i dokopać się do wnętrzności.
- Ciągle jestem spokojna - syknęła, stając pewniej. Przestała drżeć z wściekłości, ale wciąż widziałam, że ma ochotę mnie zamordować.
- Na twoich łapach jest krew - skinęłam w stronę jej kończyn, które wcale nie były brudne. Musiała zrozumieć, bo jedynie przelotnie im się przyjrzała. - Nie moja i nie twoja. Czyja więc?
- Kogoś, kto mi podpadł.
- Jeśli uważasz, że się tego przestraszę, to się grubo mylisz.
Uśmiechnęła się półgębkiem, ale nie było w tym krzty radości. Nie do końca wiedziałam, czy można nawet nazwać to uśmiechem - był to raczej grymas, rozciągający jej pysk.
Pierwsze krople uderzyły o ziemię i wsiąknęły w nią, nie zostawiając śladów. Dopiero po jakimś czasie zaczęły tworzyć się ciemniejsze plamy. Uniosłam spojrzenie w górę, przyglądając się ciemnym chmurom, moja krew zmieszała się z deszczem.
- Wypadałoby się ukryć - mruknęłam, zapraszając ją łapą pod stojący nieopodal dąb, którego korona skutecznie zatrzymywała deszcz.
Sinner?