Odkąd wataha została przejęta przez wroga, wszystkie wilki do niej należące utraciły swoje cenne moce, bez których były praktycznie nikim. Zwykłymi, kolorowymi zwierzętami. Dla Saori było to szczególną stratą, gdyż wadera była bardzo przywiązana do swoich mocy i korzystała z nich w każdej sekundzie swojego życia.
Zaczaiła się więc w krzewach, wypatrując zza chaszczy tego, który miał czelność zlikwidować jej cel. Poszło po jej myśli, gdyż już niedługo potem ukazał jej się basior o krwistoczerwonym futrze, który zbliżył się do zgniecionego żyjątka i złapał go za ogon między łapę. Podniósł mysz do góry, zawiesił nad swoim pyskiem i puścił, przeto podrzucając ją parę razy w łapie, wskutek czego była ofiara Saori została zjedzona przez tajemniczego jegomościa. Dodatkowo wzburzona zachowaniem wilka, postanowiła zaostrzyć sobie na niego zęby. Trzymając pysk blisko ziemi, powoli przesuwała łapy po miękkiej trawie, przekonana, iż basior nie skapnie się o jej obecności. Jednak jej przekonania były mylne, gdyż kiedy postawiła łapę na suchym liściu, ucho basiora drgnęło i odwróciło się w jej stronę. W ułamku sekundy została przygnieciona jego cielskiem. Szarpała się biedna, ciężarem przygnieciona, starając się wydostać spod morderczego nacisku, jednak wszystkie jej starania poszły na marne. Zmuszona była przestać na skutek nieprzyjemnie wbijających się w jej skórę pazurów.
– Czego chcesz? Po co się ukrywasz? – zadał pytanie mało przyjemnym tonem głosu.
– Uchh... – sapnęła, nie przejmując się pytaniem basiora. – Słuchaj... Ja wiem, że jestem pociągająca, ale bez przesady, skarbie. Zaraz.. mnie... zgnieciesz.... – mówiła z ledwością, z trudem łapiąc oddech.
Wilk po dokładniejszym przyjrzeniu się Saori zszedł z niej, nadal zachowując pozycję gotową do ataku. Jego wyraz wilczej twarzy był nieodgadniony, co tylko dawało pretekst de la Pesadilli, żeby wzbudzić w nim emocje i zobaczyć je na jego pysku.
– Rzucając się na kobietę, nie zdobędziesz jej serca... – Obeszła basiora, wymijając go, przeto przejeżdżając mu pod nosem swoim puchatym ogonem i zaczęła odchodzić w przeciwną stronę, jednakże czyjś głos mimowolnie ją zatrzymał.
– S-słucham? Nie, ja... – zająknął się, lecz po chwili opamiętał się i domyślił zamiarów wadery. – Ty... – warknął po cichu, ale w porę zdążył się opamiętać. – Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. – rzekł, tym razem zachowując należyty spokój.
– Zeżarłeś mój deser, oto powód, wandalu... – Zmierzyła go wrogim spojrzeniem, cicho powarkując.
Arrow, Ty wandalu... Co masz na swoją obronę?