Wadera leżała na piasku, przerażony patrzyłem na jej ranę. Spojrzałem na nóż, bardzo dokładnie mu się przyjrzałem. Jeszcze bardziej przerażony powiedziałem:
-O nie...
-Co?
-Ten nóż, on nie jest zwyczajny. Jak w kogoś trafi, do krwi ofiary trafia trucizna. Bardzo groźna...
-Da się to jakoś wyleczyć?
-Tak...
-Jak?
-Potrzeba krwi kogoś, kto, chociaż w 50% jest rybą...
-Czyli nie ma ratunku, statek na pewno spłoszył wiele ryb...
-Jest. Wziąłem nóż i wbiłem go sobie w łapę. Cathien krzyknęła:
-Natrill! Co ty robisz?! Broń zaczęła lekko świecić, a gdy skończyła, wyjąłem ją. Teraz nóż był przesiąknięty moją krwią. Spojrzałem na waderę i powiedziałem:
-To może zaboleć.
-Ale c...- nie dokończyła, bo wbiłem w to samo miejsce broń. Wadera wrzasnęła. Po minucie wyjąłem go, a Cat zapytała:
-Czemu to zrobiłeś?!
-Pozbyłem się trucizny...
-Jak to? Mówiłeś, że tylko krew ryby może mnie wyleczyć.
-Powinienem Ci powiedzieć...
-To mów.
-Nie jestem zwykłym wilkiem...
-Jak nie zwykłym, to jakim?
-Mój ojciec był wilkiem, a matka rybą...- z trudem wypowiedziałem ostatnie słowa. Wadera patrzyła na mnie w osłupieniu, ale po chwili zapytała:
-Czy ty masz teraz tę truciznę w krwi?
- Nie - skłamałem, nie chcąc jej martwić. Cat uśmiechnęła się i powoli wstała. Spojrzałem na wodę i nagle coś mi się przypomniało. Odwróciłem się do wadery i zapytałem:
-Ten wilk co był na statku... On znał twoje imię. Znacie się?
-Słyszałeś wszystko?- wydawała się zdziwiona.
-Odpowiedz mi. Wadera nic nie mówiła, patrzyła tylko na piasek. Westchnąłem i rzekłem:
-Powiedziałem ci coś, czego się wstydziłem i bałem innym powiedzieć, ale zaufałem ci i wyznałem Ci to. A ty nie chcesz mi powiedzieć tego? Myślałem, że ufasz mi. Przeszedłem obok niej i zacząłem iść w stronę lasu. Byłem strasznie smutny. Miałem zniknąć między drzewami, gdy nagle usłyszałem głos:
-Czekaj.
Odwróciłem się. Wadera zaczęła iść w moją stronę. Nagle stało się coś okropnego. Moje serce zaczęło zwalniać. Strasznie kaszlałem.
Cathien?