Cynamon siedział w jaskini z innymi wilkami z sierocińca. Obecnie nie chciał się bawić. Leżał smutnie na rozciągniętej po podłodze jeleniej skórze. By zająć sobie czas wbijał pazurki w materiał, na którym przyszło mu leżeć. Jego głowę od dawna zaprzątały smutne myśli. A co jeżeli nikt go nie adoptuje i gdy w końcu wyjdzie z sierocińca, będzie samotny. Opiekunki patrzyły na niego z żalem. Szczeniak, którego zazwyczaj było wszędzie pełno, który wręcz emitował entuzjastyczną aurą, zachowuje się jakby, popadał w depresję. Martwiły się o niego, ponieważ nie chciał jeść. Nikną w oczach. Jednak któż by się spodziewał, że dzisiaj do jaskini, w której siedzibę ma ośrodek adopcyjny. Odwiedzi biały basior pokryty bliznami? Nikt. Nawet Cynamon. Gdy tylko basior z blizną na pysku wszedł do pomieszczenia, w którym szczeniak się znajdował w tym małym sercu na chwile, zagościł płomyczek nadziei. Jednak... zgasiły go wątpliwości. Bo przecież nie jest tu sam więc jaka jest szansa, że wybierze jego? Z rozmyśleń wyrwał go biały basior. Stał nad nim i mu się przyglądał. Młody basiorek widząc to, podniósł. się do pozycji siedzącej.
- Jak ci na imię? - Starzy basior również usiadł i ze spokojem spojrzał na Cynamona.
- Cynamon. - odpowiedział szczeniak. W jego głosie można było usłyszeć entuzjazm, którego dawno nie było.
- W takim razie chodź ze mną. - Basior wstał. Oboje udali się w stronę recepcji. Basior z bliznami wypełnił jakieś papiery. Na końcu odcisną łapę na kartce. Potem poda ją Cynamonowi. Młodszy wilk spojrzał na papier. Na górze widniało imię. Alvadore. Przeleciał wzrokiem po reszcie literek na kartce, po czym odcisną swoją łapę obok wielkiego odcisku łapy jego nowego opiekuna, który ma zastąpić mu jego rodziców.