Jako, że nie znałam prawie nikogo, trzymałam się z dala od grupy. Wracamy do czasów młodości... A miałam skryte nadzieje, że w tej watasze poznam kogoś z kim się dogadam. Śmieszna sprawa chcieć posiadać znajomych równocześnie unikając podejścia do grupy.
Błąkałam się po lesie w poszukiwaniu wody. Udało mi się odnaleźć niewielkie jezioro. Był ranek, więc nad gładką taflą unosiła się mgła. Ugasiłam pragnienie. Siedziałam wpatrując się w swoje odbicie. Nagle naszła mnie ochota na kąpiel. Bez większego namysłu zanurzyłam się w chłodnej wodzie.
Po pewnym czasie dostrzegłam, że na przeciwległym brzegu leży basior i patrzy na mnie. Chociaż nie, on po prostu rozmyślał, a ja znalazłam się akurat w zasięgu jego pustego wzroku. Mimo to szybko wyszłam z wody. Strząsnęłam jej nadmiar z futra i odwróciłam się w stronę basiora. Chwilę to trwało, ale w końcu wrócił do rzeczywistości i dotarło do niego, że jest obserwowany. Chyba nie do końca był zachwycony, ponieważ posłał mi pełne nienawiści spojrzenie i żwawym krokiem ruszył w moją stronę. Poczułam paraliżujący lęk. Odruchowo skuliłam się. W tamtej chwili jeszcze mocniej zapragnęłam posiadać swoje moce. Umysł krzyczał "Uciekaj!", ale układ nerwowy odmówił posłuszeństwa, a serce łomotało.
Byłam w stanie tylko obserwować jak - najprawdopodobniej - mój wróg zmierza w moją stronę.
Basiorze?