- Wybacz, nie miałam zamiaru cię przestraszyć. - powiedziała łagodnie - Jestem Hazel, miło mi cię poznać. - wilczyca uśmiechnęła się ciepło i wyciągnęła w moim kierunku łapę.
Zawahałam się przez chwilę. Ukradkiem spojrzałam w stronę draceny. Ta poruszyła listkami, jakby zachęcając mnie do rozmowy z nieznajomą.
- Lumen. - odpowiedziałam, po czym uścisnęłam jej łapę.
- Rozmawiałaś z rośliną? - zapytała, lekko zdziwiona.
Wbiłam wzrok w moje łapy. Nagle wydały mi się bardzo interesujące.
- To dracena? - przechyliła głowę, by zobaczyć roślinę, stojącą za mną - Bardzo ładna, ale mało praktyczną. Jestem zielarką.
Spojrzałam na nią, a w moich oczach błysnęła iskierka.
- Też interesujesz się roślinami? - zaczęłam mówić szybko - Mam ich sporą kolekcję, z większości klimatów, nie łatwo jest się nimi zajmować, zwłaszcza tymi z dżungli, ale warto, bo pięknie kwitną i dają pyszne owoce. Choć, pokarzę ci.
Chwyciłam doniczkę w kolorze oceanu i pognałam w stronę krzaków, w których ukryłam swoje sadzonki. Nie były one bardzo daleko, ponieważ bałam się, że je zgubię. Odsłoniłam gałęzie krzewu maliny i naszym oczom ukazały się niewielkie roślinki, z korzeniami w woreczkach z ziemią. Dopiero teraz, gdy Hazel przyglądała się łodyżkom w różnych odcieniach zieleni i nie tylko zieleni, mogłam dokładniej się jej przyjrzeć. Nieskazitelna biel mieniła się w słońcu, niczym świeży śnieg w zimowy poranek. Śmieszne, brązowe plamki na jej grzbiecie wyglądały, jakby ktoś lekko opryskał ją czekoladą. I oczy. Jasne, żółte i zarazem zielone, tworzyły dziwny odcień, podobny do pistacji, jednak różniący się od niej. Przyglądały się one roślinkom z wielką czułością, wymieszaną z ciekawością.
- Co to takiego? - zapytała, wskazując na sadzonkę trochę większą od innych, wyglądem przypominającą palmę.
- Drzewko bananowca. W naszym klimacie nie występują.
Uśmiechnęłam się nieśmiało. Miło było odpowiadać na czyjeś pytania.
- Muszę je gdzieś posadzić, inaczej umrą. Widziałam idącą tędy grupę wilków. Jesteś z nimi? Mogłabym się przyłączyć? - spojrzałam na nią, mając nadzieję, że odpowiedź będzie twierdząca.
Zawahałam się przez chwilę. Ukradkiem spojrzałam w stronę draceny. Ta poruszyła listkami, jakby zachęcając mnie do rozmowy z nieznajomą.
- Lumen. - odpowiedziałam, po czym uścisnęłam jej łapę.
- Rozmawiałaś z rośliną? - zapytała, lekko zdziwiona.
Wbiłam wzrok w moje łapy. Nagle wydały mi się bardzo interesujące.
- To dracena? - przechyliła głowę, by zobaczyć roślinę, stojącą za mną - Bardzo ładna, ale mało praktyczną. Jestem zielarką.
Spojrzałam na nią, a w moich oczach błysnęła iskierka.
- Też interesujesz się roślinami? - zaczęłam mówić szybko - Mam ich sporą kolekcję, z większości klimatów, nie łatwo jest się nimi zajmować, zwłaszcza tymi z dżungli, ale warto, bo pięknie kwitną i dają pyszne owoce. Choć, pokarzę ci.
Chwyciłam doniczkę w kolorze oceanu i pognałam w stronę krzaków, w których ukryłam swoje sadzonki. Nie były one bardzo daleko, ponieważ bałam się, że je zgubię. Odsłoniłam gałęzie krzewu maliny i naszym oczom ukazały się niewielkie roślinki, z korzeniami w woreczkach z ziemią. Dopiero teraz, gdy Hazel przyglądała się łodyżkom w różnych odcieniach zieleni i nie tylko zieleni, mogłam dokładniej się jej przyjrzeć. Nieskazitelna biel mieniła się w słońcu, niczym świeży śnieg w zimowy poranek. Śmieszne, brązowe plamki na jej grzbiecie wyglądały, jakby ktoś lekko opryskał ją czekoladą. I oczy. Jasne, żółte i zarazem zielone, tworzyły dziwny odcień, podobny do pistacji, jednak różniący się od niej. Przyglądały się one roślinkom z wielką czułością, wymieszaną z ciekawością.
- Co to takiego? - zapytała, wskazując na sadzonkę trochę większą od innych, wyglądem przypominającą palmę.
- Drzewko bananowca. W naszym klimacie nie występują.
Uśmiechnęłam się nieśmiało. Miło było odpowiadać na czyjeś pytania.
- Muszę je gdzieś posadzić, inaczej umrą. Widziałam idącą tędy grupę wilków. Jesteś z nimi? Mogłabym się przyłączyć? - spojrzałam na nią, mając nadzieję, że odpowiedź będzie twierdząca.
Hazel?