Poznawszy po zapachu, iż dogania wilka, ponownie skryła się za wysokimi krzewami i wyczekiwała postoju basiora. Po upływie paru minut, faktycznie, basior zatrzymał się przy niewielkim wodopoju na skraju lasu. Przez chwilę ogarnęła go relaksacja, lekki wiatr owiewał jego futro, a oczy pod wpływem nieprzyjemnego odczucia na gałce ocznej się przymknęły. Wadera, wpatrując się w basiora, uznała, że wygląda całkiem, całkiem — nie jest taki szpetny, jak się jej wydawało przy pierwszym spotkaniu.
Jednak coś musiało się spieprzyć. Kiedy Saori przysunęła się bliżej krzaków, na tyle blisko, by jej świecące w cieniu oczy można było dostrzec z odległości dwóch metrów, małe listki zaszeleściły, a wadera pod wpływem łaskoczącej ją roślinności poruszyła się gwałtownie. „Dampnas!” - przeklęła w myśli, kiedy spostrzegła, że wilk zorientował się o jej obecności. Odwróciwszy pysk w jej stronę, wpatrywał się w świecące, seledynowe ślepia. W końcu wstał i zaczął się zbliżać, a Saori drgnęła niespokojnie. Stresowała się? Też mi coś, od kiedy ona się czymkolwiek stresuje?
Czyżby ów basior miał na nią taki... Specyficzny wpływ?
Kiedy wilk stanął w odległości pół metra od krzaków, wydało się z niego charakterystyczne dla wilków płci męskiej gardłowe, niskie warknięcie.
– Czego chcesz? – zadał pytanie, a Saori wbrew pozorom uśmiechnęła się, szczerząc swoje pożółkłe od zeschniętej krwi zębiska, które tylko czekały na to, aby wgryźć się w czyjąś tętnicę.
Waderę omiotło wrogie spojrzenie basiora, które wywołało u niej dreszczyk na grzbiecie, gdzie i futro się trochę zjeżyło.
– Pokaż się.
Jak chciano, tak się stało. Saori niechętnie wypełzła zza cienia ciemnego krzewu i uśmiechając się półgębkiem, okrążyła wilka, który tuż po jej ujrzeniu westchnął, wyraźnie poirytowany.
– Tęskniłeś? – zarechotała, zatrzymując się tuż za nim. – Przykro mi się zrobiło, kiedy mnie tak brzydko uderzyłeś i przyczepiłeś do drzewa... – Sztucznie posmutniała, by po chwili wydąć dolną wargę.
– Naprawdę? Mnie jakoś nie było przykro... – Zmarszczył brwi, prostując się, chcąc tym zaznaczyć, że nie obawia się wadery w żaden sposób.
– Bez ciebie jest mi tak nudno... Chodź, zabawimy się...
Po wypowiedzeniu powyższych słów zaczęła zbliżać się do wilka. Ten, nie wiedząc, cóż może siedzieć w głowie wadery, zrobił krok do tyłu. Saori, będąc już prawie że przy nim, znacznie zbliżyła swój pysk do pyska basiora, przez co wstrzymał na chwilę oddech.
– To jak? Zgadzasz się? – Omiotła go zalotnym spojrzeniem, z którego mało który basior potrafił się oprzeć; pytanie, czy i ten basior mógł się postawić jej urokowi.
– Ja... – zaczął, lecz nie skończył.
– To świetnie! – Odsunęła się od niego w sekundę, a basior po kryjomu odetchnął z ulgą, co na jego szczęście uszło uwadze Saori.
– A więc... W co chcesz się „bawić”? – zapytał waderę od niechcenia, kiedy w porę do jego głowy wpadł pomysł. – Ale najpierw... Jak masz w końcu na imię? Nudzi mi się ciągłe nazywanie ciebie Żmiją.
Saori po krótkim namyśle, postanowiła się przedstawić, oczywiście licząc na to samo z drugiej strony.
– Pod warunkiem, że i ty zdradzisz mi swoje imię. – Zmrużyła oczy, jakby niepewna tego, na co się zgodziła.
– W porządku.
– Nazywam się de la Pesadilla. Saori, de la Pesadilla – Dygnęła, jak na damę przystało i odchrząknęła, wyczekując odpowiedzi.
– Red Arrow – Skinął głową, oszczędzając sobie ukłonu; wciąż był na nią zły za poprzednie spotkanie, i nie wiedzieć czemu, Saori podobała się jego złość na nią. Uwielbiała oddziaływać na emocje wilków.
– No dobra, Czerwony – Wymyśliwszy przezwisko na poczekaniu, kontynuowała. – Teraz dostaniesz klapsa za tamto – Uśmiechnęła się z dziwnym błyskiem w oku, który wzbudził niepewność w Arrowie.
– Klapsa? – Spojrzał na nią dziwnie, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
– Klapsa... – powtórzyła, poszerzając swój i tak już specyficznie wyglądający uśmiech.
Arrow? :3