Gromada wilczych ciał majaczyła przede mną. Szły zwartą grupą, nieliczne jednostki powłóczyły już zmęczone łapami. Skutki przegranej wojny dotknęły każdego z nas. Alfa watahy szła wyprostowana na czele stada, rozmawiając przyciszonym głosem z którymś z basiorów. Nie spieszyłem się, więc szedłem na końcu grupy, przy okazji oszczędzając siły. Prócz mnie kilka innych osobników także nie garnęło się do towarzystwa zdezorientowanych wilków. Przeżyłem już niejedną wojnę, stąd zachowałem spokój i przytomność umysłu. Jak zwykle rozmyślałem, a by pomóc ukierunkować się moim myślom, z paczki noszonej przy sobie wyciągnąłem papierosa. Przeanalizujmy sytuację – trzeba znaleźć jakieś tymczasowe schronienie, dostęp do wody i pożywienie. W następnej kolejności rzeczy nie pierwszej potrzeby, takie jak broń. Trzeba będzie też skontrolować względne bezpieczeństwo wybranego schronienia. Rozmyślałem dalej, raz po raz wydmuchując dym z pyska. Po czwartym lub piątym moim papierosie gromada przede mną zatrzymała się. Powstało lekkie zamieszanie, gdyż Kesame zamierzała coś powiedzieć. Widząc, że nie ma to większego sensu, gdyż zaaferowane wilki rozmawiały coraz głośniej niezdolne do skupienia się, zaczęła wraz z basiorem obok przywoływać do siebie po kolei poszczególne osobniki. Przysunąłem się do stada, zachowując jednak narzucany przeze mnie dystans. Członkowie watahy raz po raz gromadzili się w małe grupki, omawiając coś, po czym niektórzy odchodzili i znikali z pola widzenia. Przyszła kolej i na mnie – Kesame przywołała mnie kiwnięciem głową, a następnie zawołała zupełnie niekojarzoną przeze mnie waderę. Oznajmiła nam, że mamy do tej misji odpowiednie predyspozycje i dlatego powierza ją nam. Spojrzałem na wilczycę obok – niska, szara, mała, jej uszy wyglądały jak mysie. Pewnie nie jest zbyt silna, ale może być dość szybka. No i pewnie ma dobry słuch. Ta także zmierzyła mnie prawie obojętnym spojrzeniem, lecz nieprzyzwyczajona musiała zadrzeć dość wysoko głowę. Powstrzymałem ironiczny uśmiech cisnący mi się na usta i ponownie zwróciłem uwagę na Kesame. Obok niej pojawił się poprzednio widziany przeze mnie basior. Był mniej więcej mojego wzrostu i patrzył na mnie mocno zielonymi oczami. Przekazał nam kilka technicznych szczegółów dotyczących misji i upewnił się, że wszystko zrozumieliśmy, po czym odesłał nas, byśmy wykonali pierwsze zadanie.
– To jak koleżanka ma na imię? – zapytałem z grzeczności, zapalając papierosa.
– Runa. – mruknęła pod nosem i odwróciła się tyłem, by zlokalizować nasze położenie względem jakiegoś źródła wody dla watahy, które mieliśmy na początek znaleźć. – Hermesie, naszą współpracę czas zacząć.
Jej głośne westchnięcie sprawiło, że spojrzałem na nią krótko znad zapalonego tytoniu.
Runo? Długoterminowa misja może sprzyjać zapoznaniu się dwóch niechętnych wilków :3