Obudziłem się, krztusząc się i wypluwając wodę na błotnisty, porośnięty rzadką, brzydką trawą brzeg rzeki. Chwilę po odzyskaniu normalnego oddechu przeanalizowałem szybko swój stan – miejsce obok ucha, gdzie niedawno zostałem ugryziony, jeszcze nie do końca zasklepione, teraz znów dało o sobie znać, pulsując uciążliwie. Poza tym mokre, przylegające do ciała futro całe ubrudzone błotem, innych zmian brak. Obejrzałem się wokół i ujrzałem wilka, z którym się uprzednio zderzyłem – jego drobna postać do połowy wystawała z wody, opierając się na samym skraju brzegu. Podszedłem do niego i jak najmniej boleśnie chwyciłem go za kark, by następnie położyć na lądzie. Krótka ocena sytuacji – wadera, którą był owy wilk, wyjdzie z tego, za chwilę powinna się obudzić. Zacząłem szukać wzrokiem miejsca, gdzie znajdowaliśmy się wcześniej, czyli feralnego zbocza. Leżało niedaleko, lecz w rzece znajdowało się dużo wielkich kamieni mogących poobijać tego, kto wpadł w wartki prąd wody. Słysząc kaszlenie i odgłos wypluwanej wody, zwróciłem się w stronę towarzyszki. Podnosiła się powoli, mimo że widziałem przebiegający przez jej pysk cień bólu. "Pewnie obiła sobie żebra" pomyślałem i nim cokolwiek zdążyłem zrobić, z nieba lunął siarczysty deszcz. Momentalnie wszędzie widać było spadające krople wody ograniczające widoczność. Biorąc pod uwagę naszą wcześniejszą kąpiel w lodowatej rzece, pomogłem podnieść się wilczycy i razem z nią poszliśmy w stronę gęsto rosnących świerków na wzniesieniu obok. Stanąłem niedaleko z opuszczonym łbem, bo inaczej gałęzie drzewa uderzały mnie, a ona usiadła ciężko pod drzewem. Nagle poczułem ogarniające mnie znużenie. Wyczułem, że tracę swoje moce i moja magia, i tak już o niezbyt wysokim poziomie, spada.
– Zazwyczaj oddychałam pod wodą. Teraz, gdy próbowałam zaczerpnąć w niej tlenu, zakrztusiłam się i dlatego byłam nieprzytomna. – odezwała się wadera po chwili ciszy zakłócanej dźwiękiem deszczu uderzającego o ziemię.
Nie byłem przyzwyczajony do rozmów, więc początkowo nie odpowiedziałem. Potem jednak odrzekłem:
– To przez wojnę. Wilki potraciły swoje moce, ale nie wiem, dlaczego nas dotknęło to dopiero teraz. Może jesteśmy na skraju terenów?
Po chwili ciszy wadera znów się odezwała, oparta o pień:
– To jak, masz jakieś imię?
Pogrążony w myślach milczałem dłuższą chwilę, patrząc w stronę rzeki, która powinna niedługo wylać.
– Hermes. Jestem Hermes.
Ale wadera tego nie usłyszała, bo gdy na nią spojrzałem, to spała w najlepsze zwinięta w kłębek i przytulona do pnia. Przysunąłem się do niej, stając po drugiej stronie pnia i po kilkugodzinnym czuwaniu i odgarnianiu sprzed oczu coraz bardziej skręcających się od wody kędziorów, sam usnąłem, oparty o drzewo.
Coral? :3