- Chyba da się stąd jakoś wyjść prawda? - Mruknąłem.
- Kiedyś mi się udało. Fartem. - Warknęła wreszcie siadając w miejscu. Po jej policzku spłynęła łza. Później następna..I kolejna...Nie mogłem tak siedzieć bezczynnie. Może i nie jestem jakimś gentlemanem, ale Loedia nauczyła mnie co nie co. Nigdy nie widziałem jej w tak złym stanie. Płakała. I to dosyć prawdziwie. Siedziała tyłem do mnie, wpatrzona w jakiegoś faceta który próbował opanować jakąś inną waderę. Gdy tylko ta próbowała stawiać opór, od razu została porażona prądem, i upadła bezsilnie na ziemię. Przełknąłem ślinę. Przysunąłem się do Nocty. Chciałem jakoś sprawić, aby przestała płakać. Chciałem ją pocieszyć, czy coś...Moja towarzyszka nie zareagowała, gdy usiadłem tuż obok niej. Odwróciła tylko łeb, abym nie widział jej łez. Wziąłem głęboki wdech, i wypuściłem powietrze. Ja..Moja łapa jakoś samoczynnie się uniosła, i powędrowała w stronę Nocty. Objąłem ją łapą, i lekko przytuliłem do siebie. Nawet nie zdążyłem nic zrobić, a zostałem całkiem mocno odepchnięty na metalowe kraty. Uderzyłem o nie plecami i wylądowałem na twardym podłożu. Przetarłem oczy łapą, i spojrzałem na Noctę. Była zła, wręcz wściekła. Wysunęła pazury, a jej oczy dziwnie zabłyszczały.
- Jak możesz mnie atakować?!- Warknęła szykując się do walki. CO? Że niby ja, chciałem ją zaatakować? Chyba na prawdę to wszystko źle na nią działa.
- Ale ja cię nie zaatakowałem! - Zmarszczyłem czoło i wstałem. Nagle dobiegł mnie odgłos wycia. Wilk jak to wilk, musiał odpowiedzieć tym samym. Domyślam się, że należał on do basiora. Wołał o pomoc, jak mniemam. Ale teraz ważniejsze było to, że wadera usiłowała na mnie skoczyć. Odpychałem ją łapami, ale wkrótce zabrakło mi tchu, więc musiałem odpuścić. Poczułem jak wbija mi pazur w klatkę piersiową. Zawyłem z bólu, i usłyszałem krzyki ludzi. Nocta dostała mocnym prądem. Reszty już nie pamiętam, bo zostałem przez kogoś przyduszony.
~~~
Obudziłem się w całkiem innym miejscu. Było to duże, białe pomieszczenie. Byłem przywiązany jakimiś linami do tytanowego pręta. Rozejrzałem się. Na środku, stał duży stół. Nad nim, był jakiś dziwny sprzęt z igłami i wszystkim innym, co zadaje największy ból. W pokoju nikogo nie było. Byłem sam. Ja, stół, szafki, i ten głupi pręt, do którego zostałem bezczelnie przyczepiony.
~~~
Nie wiem ile minut minęło od czasu, gdy obudziłem się..No tutaj. Zdążyłem się zorientować, iż jest to pokój do badania poziomu energii, która jest w wilku. Pokój, z numerem 42. Pokój, o którym boją się wspominać. Ale to nie ja miałem być tym, który będzie tu torturowany. Przynieśli Noctę. Czy dawno? Nie, jakieś 4 minuty temu. Nie rusza się. To mnie obawia. Gdybym mógł podskoczyć, mógłbym się upewnić czy żyje czy nie, bo jedyne co widzę, to jej czarne, małe ucho i kawałek nosa. Byłem zły na siebie, że dałem się złapać ludziom. Możliwe, że tu będzie mój koniec. Ale pewnie zanim mnie zabiją, zrobią tysiące badań które całkowicie pozbawią mnie moich mocy, i wszystkiego innego co dla nich cenne. Do pokoju weszli ludzie. W białych szatach, mieli złe miny. Podeszli do wadery, i nałożyli białe rękawiczki. Szczeknąłem. Szczeknąłem na znak, że nie dam im jej skrzywdzić nawet jeśli ona miała w planach zrobić to bodajże godzinę temu. Jeden z mężczyzn podszedł do mnie, i kucnął. Mógłbym go zabić, gdyby tamta reszta nie miała przy sobie paralizatorów. Spojrzał mi prosto w oczy. Czułem jego oddech i mogę się założyć, że on mój też. Zmarszczyłem czoło, a moja sierść się najeżyła.
- Nie bój się. Szef jeszcze nie kazał jej zabijać. Mamy tylko wypalić na jej skórze znak. - Uśmiechnął się podle. - Ty póki nie stawiasz oporu nie jesteś zagrożony.
To miały być słowa otuchy? Pff, żaden typ nie będzie mi mówił czy jestem w zagrożeniu, czy nie. Spojrzałem na Noctę. Powoli się wybudzała. Spojrzała na mnie trochę nieprzytomna, i zaczęła coś szeptać. Nie były to zrozumiałe słowa. Patrzyłem na nią jak idiota. Nagle, do głowy wpadł mi pomysł. Przegryzę tę linę, jest za słaba. Czemu nie wpadłem na to wcześniej? Hah. Chwyciłem zębami linkę, i zacząłem nią szarpać. Ludzie zainteresowali się mną.
- Ej, on próbuje się uwolnić. - Powiedział jeden, wyciągając powoli paralizator. Drugi, starszy mężczyzna chwycił za jego rękę, i zabrał mu broń kładąc ją na stół.
- Jest zbyt wystraszony. Nie zrobi nam krzywdy. Spuśćcie go. - Mruknął. Pff, za bardzo mi ufają. Młody chłopak podszedł do mnie, i odwiązał linkę. Usiadłem spokojnie, i próbowałem udawać zwykłego psa domowego. Nie jestem w tym specjalistą, ale cóż. Zaczęli się śmiać.
- Mówiłem? - Westchnął jeden. - A teraz do roboty. Mamy to zrobić szybko, bo jak się obudzi to możecie nie dożyć dwóch minut.
Reszta nieco się wystraszyła. Wczołgałem się niezauważanie pod stół, i przegryzłem kabelki od sprzętu. Teraz go nie włączą. Przynajmniej, opóźnię ich pracę...
~~~
Udało mi się wyjść z pokoju. Tamte głupki nie wiedzieli co robić, więc stoją tak i myślą jak to naprawić. Mam czas na zrealizowanie planu. Ruszyłem do pokoju nr. 238 - Tam są wszystkie wilki. Skąd to wiedziałem? Z opowieści Nocty. Chociaż mało rozmawialiśmy, wiedziałem o tym miejscu już prawie wszystko. Wślizgnąłem się do środka. Zapaliłem światło, i nagle wszyscy podeszli do kratek.
- Jak ci się udało uciec?! - Dopytywali się. Westchnąłem. Zauważyłem jednego wilka, który leżał na końcu, pod ścianą. Spojrzałem na niego.
- Co z nim? - Zapytałem powoli podchodząc.
- On nie żyje. Porażono go prądem pięć razy, a później wpuścili mu do żył coś na skurcz mięśni. - Westchnęła jakaś wadera. Zamknąłem oczy. Za dużo widziałem śmierci. Muszę zmienić zawód. Ale to dopiero w tedy, jak wszystko pójdzie zgodnie z moim planem. Szturchnąłem białego basiora w bok. Zauważyłem na jego uchu złoty kolczyk. Znam go. Przynajmniej kojarzę. Gdy byliśmy w klatce, widziałem jak ludzie ciągną go na smyczach do jakiegoś pokoju. Pff. Szturchnąłem go jeszcze raz. Nagle, kaszlnął mocno a z jego pyska wylała się woda. Zaczął oddychać. Jego klatka piersiowa unosiła się, i powoli opadała. Przełknąłem ślinę.
- Wstawaj. - Powiedziałem spoglądając to na niego, to na drzwi. - Wstawaj bo zaraz przyjdą!
- Wstawaj. - Powiedziałem spoglądając to na niego, to na drzwi. - Wstawaj bo zaraz przyjdą!
Basior zwijał się na ziemi i chwilę jeszcze kaszlał. Spojrzał na mnie.
- Już umarłem? - Zapytał trochę nieprzytomnie.
- Nie głupku. Żyjesz, i musisz się schować bo ludzie tu idą! - Warknąłem i pchnąłem go pod szafkę. Sam wszedłem do pustej klatki i przymknąłem ją, aby ludzie niczego się nie spodziewali. Usiadłem pod samą ścianą, w cieniu, i czekałem aż przyjdą aby ich zabić.
- Mają twoją koleżankę. - Szepnął jakiś wilk. Obejrzałem się. Była to ciemna wadera. Wyczułem, że jest wilkiem umysłu.
- Skąd to wiesz? - Zapytałem.
- Zajrzałam do ich myśli. Są nieczyste. - Mruknęła. Nagle do sali wszedł jakiś facet, niosący właśnie Noctę - na rękach. Moje serce nagle się zatrzymało. Mężczyzna zmierzał do klatki obok mnie. Wziąłem głęboki wdech, i obserwowałem. Wrzucił ją do klatki, i zamknął. Potem wyszedł, zgasił światło i trzasnął drzwiami.
- Nocta! - Krzyknąłem waląc o kratki. Nie odzywała się. - NOCTA DO CHOLERY!!
Poruszyła się. Kamień z serca. Pchnąłem drzwiczki od mojej klatki i podszedłem do jej drzwiczek. Przycisnąłem coś, i wilki ze wszystkich klatek wybiegły na zewnątrz. Coś szeptali między sobą, ale postanowili wrócić do klatek, ale ich nie zamknęli. Przynajmniej wiedzą co robić.
- Ej ty. - Mruknąłem do białego basiora. - Jak się nazywasz?
- Daniel. - Westchnął. Widziałem na jego ciele mnóstwo ran. Musiał wiele przejść. - Chcesz stąd wyjść? To rób co ci każę.
Basior skrzywił się trochę, ale postanowił robić to co mówię. Usiadłem obok Nocty, która leżała jeszcze na ziemi.
- Co ci zrobili...- Westchnąłem. Wadera spojrzała na mnie kątem oka.
- Musisz stąd uciec, Asacrifice. - Warknęła. - Już. Uciekaj.
- Nie zostawię cię tu, chyba masz coś z głową. - Mruknąłem.
- OKEJ! - Krzyknąłem do reszty wilków. - To jest bunt. Zapamiętajcie sobie jedno - gdy otworzę drzwi, wy wybiegacie i zabijacie wszystkich, kogo spotkacie na drodze. Inne wilki zostawcie. Najbardziej ranni niech biegną w środku i próbują unikać ludzkich rąk. A ty, Daniel . - Spojrzałem na niego. - Pomożesz mi wynieść Noctę z tego budynku.
- Dam sobie radę. - Warknęła i podniosła się. - Nie takie badania na mnie robiono. To jeszcze było nic, w porównaniu z egzekucją. A teraz, mów jaki masz plan.
Wow, pozwoliła mi wyrazić swoje zdanie.
- A więc tak. Nasza trójka pobiegnie za nimi. - Szeptałem im na ucho. - Oni będą się mordować, a my pobiegniemy dalej i spróbujemy stąd uciec.
- Teren jest ogrodzony siatką na prąd. - Mruknął Daniel.
- No i co? - Mruknęła Nocta. - Zabijemy strażnika, otworzymy bramę i już nas nie będzie.
- Masz rację. - Poparłem ją. - Ja otwieram drzwi, wy biegniecie i mordujecie zrozumiano?! - Krzyknąłem jeszcze raz aby zapamiętali. Wilki przytaknęły. Ja podszedłem do drzwi, i mocno przycisnąłem guzik. Wilki staranowały drzwi i wybiegły na korytarz. Rzuciły się na pierwszych lepszych, robiąc hałas i zamieszanie. Krew ciekła po ścianach i podłogach. Ale nie tylko ludzka krew. Wilki dostawały pięściami, nogami, były duszone...Dobra, pora na nas. Wybiegliśmy z pokoju. Daniel prowadził. Jest wilkiem umysłu, więc łatwo pozna czy ktoś się zbliża. Znaleźliśmy wrota do wyjazdu samochodów. Domyślam się, iż był to hangar. Nikogo tu nie było, więc spokojnie wyszliśmy na zewnątrz.
- Ostatnim razem musiałam tu zrobić mocną mordownię żeby stąd wyjść, a teraz jak gdyby nigdy nic uciekamy bez mniejszych problemów. - Warknęła kładąc uszy po sobie.
- Zmienili szefa. - Westchnął Daniel. - Wyrzucono kilku najlepszych obrońców i badaczy, przez co ochrona budynku mocno się pogorszyła. Szef stwierdził że jeśli nie ma Nocty w laboratorium, inne wilki nie będą stawiać oporu bo się boją. Tak też było...
- Mhm. - Mruknęła pod nosem.
- Mieliśmy farta. - Mruknąłem.
- Po prostu ludzie, których nowy szef przyjął nie do końca wiedzą jak się obchodzić z magicznymi stworzeniami, i wszyscy zbiegli się w jedno miejsce zapominając o zamknięciu innych miejsc aby żadne nie uciekło. - Warknął Daniel. - Kiedyś stąd uciekłem. Ale później znowu mnie złapali. I tak w kółko..
- Trzeba zabić ochroniarza. - Powiedziała Nocta czając się przy drzwiach.
- Chyba dasz sobie z tym radę, hm? - Mruknąłem. Wadera zaśmiała się i wślizgnęła do środka.
- OKEJ! - Krzyknąłem do reszty wilków. - To jest bunt. Zapamiętajcie sobie jedno - gdy otworzę drzwi, wy wybiegacie i zabijacie wszystkich, kogo spotkacie na drodze. Inne wilki zostawcie. Najbardziej ranni niech biegną w środku i próbują unikać ludzkich rąk. A ty, Daniel . - Spojrzałem na niego. - Pomożesz mi wynieść Noctę z tego budynku.
- Dam sobie radę. - Warknęła i podniosła się. - Nie takie badania na mnie robiono. To jeszcze było nic, w porównaniu z egzekucją. A teraz, mów jaki masz plan.
Wow, pozwoliła mi wyrazić swoje zdanie.
- A więc tak. Nasza trójka pobiegnie za nimi. - Szeptałem im na ucho. - Oni będą się mordować, a my pobiegniemy dalej i spróbujemy stąd uciec.
- Teren jest ogrodzony siatką na prąd. - Mruknął Daniel.
- No i co? - Mruknęła Nocta. - Zabijemy strażnika, otworzymy bramę i już nas nie będzie.
- Masz rację. - Poparłem ją. - Ja otwieram drzwi, wy biegniecie i mordujecie zrozumiano?! - Krzyknąłem jeszcze raz aby zapamiętali. Wilki przytaknęły. Ja podszedłem do drzwi, i mocno przycisnąłem guzik. Wilki staranowały drzwi i wybiegły na korytarz. Rzuciły się na pierwszych lepszych, robiąc hałas i zamieszanie. Krew ciekła po ścianach i podłogach. Ale nie tylko ludzka krew. Wilki dostawały pięściami, nogami, były duszone...Dobra, pora na nas. Wybiegliśmy z pokoju. Daniel prowadził. Jest wilkiem umysłu, więc łatwo pozna czy ktoś się zbliża. Znaleźliśmy wrota do wyjazdu samochodów. Domyślam się, iż był to hangar. Nikogo tu nie było, więc spokojnie wyszliśmy na zewnątrz.
- Ostatnim razem musiałam tu zrobić mocną mordownię żeby stąd wyjść, a teraz jak gdyby nigdy nic uciekamy bez mniejszych problemów. - Warknęła kładąc uszy po sobie.
- Zmienili szefa. - Westchnął Daniel. - Wyrzucono kilku najlepszych obrońców i badaczy, przez co ochrona budynku mocno się pogorszyła. Szef stwierdził że jeśli nie ma Nocty w laboratorium, inne wilki nie będą stawiać oporu bo się boją. Tak też było...
- Mhm. - Mruknęła pod nosem.
- Mieliśmy farta. - Mruknąłem.
- Po prostu ludzie, których nowy szef przyjął nie do końca wiedzą jak się obchodzić z magicznymi stworzeniami, i wszyscy zbiegli się w jedno miejsce zapominając o zamknięciu innych miejsc aby żadne nie uciekło. - Warknął Daniel. - Kiedyś stąd uciekłem. Ale później znowu mnie złapali. I tak w kółko..
- Trzeba zabić ochroniarza. - Powiedziała Nocta czając się przy drzwiach.
- Chyba dasz sobie z tym radę, hm? - Mruknąłem. Wadera zaśmiała się i wślizgnęła do środka.
Nocta? <Może miałam urwać w innym momencie? Strasznie chciałam dodać Daniela >.< >