- Kesame… ta wadera naprawdę ma w sobie coś, co sprawia, że nawet w najtrudniejsze chwile mogą okazać się wspaniałym wspomnieniem, nawet, gdy nie może z nami być – powiedziałam tak cicho, że ledwo słyszałam samą siebie. – Nie dziwię się Harbingerowi, że ma z nią dobry kontakt… chociaż, ja sama pewnie nie mogłabym jej zaufać.
Postanowiłam przejść się i obejrzeć okolice, nawet, jeśli nie zostaniemy tu na długo. Z każdym krokiem rozmowy zdawały się cichsze. Co chwila sprawdzałam, czy ktoś za mną nie idzie. Skupiałam się bardziej na otaczających mnie roślinach i krajobrazie, a więc mogłam się domyślić, że w końcu zrobię coś nieuważnego.
Trzask. Mogłam się spodziewać tego, że w końcu nadepnę na jakiś patyk. Spojrzałam, co dokładnie to było. Nagle coś przycisnęło mnie do pobliskiego drzewa. Zszokowana popatrzyłam na napastnika. Okazał być się nim nie kto inny, jak znany mi Harbinger Ghost. Kto by się spodziewał? Już miałam otworzyć usta, ale pierwszy zabrał głos.
- Nigdy więcej się nie skradaj – nakazał. W jego tonie głosu dało się usłyszeć niepokój.
- Boisz się?
- Każdy się czegoś boi, swojego strachu nie mógłbym wyliczyć na jednej łapie, jest ich zbyt dużo – odpowiedział. Jeśli mam być szczera, ze mną jest tak samo.
- Nie powinieneś mi tego mówić. – odparłam, mrużąc oczy.
- Tak się składa, że nie mam już nic do stracenia. Prędzej, czy później zniszczą mnie moje własne koszmary.
Zastanowiłam się chwilę i jedyne, co mogłam powiedzieć to jedno, nasuwające się na myśl słowo.
- Rozumiem. Tak czy inaczej… mógłbyś mnie już puścić, proszę? – zapytałam, na co wilk rozluźnił uścisk. – To dobrze, że czegoś się boisz. Przynajmniej według mnie. Czasem to się przydaje.
Przez dłuższą chwilę – co chyba stało się tradycją – nastała cisza, lecz po chwili, Harbinger patrząc na mnie zaczął się śmiać.
- Z czego rżysz, Harbingerze? – zdezorientowana obejrzałam się za siebie, przez co basior zaczął śmiać się jeszcze głośniej – To coś ze mną nie tak?
Zastanowiłam się przez chwilę, skłaniając głowę ku dołowi.
- Ach. Już wiem. Tak, wyglądam komicznie z moim wzrostem, zauważyłam. Bardzo śmieszne. Coś jeszcze?
- Nie, raczej już nic nie znajdę. Nie wiem, jak mogłem tego nie zauważyć, ale przez cały czas patrzę na ciebie z góry.
Fuknęłam i zaczęłam iść w stronę reszty watahy. Harbinger podążył za mną.
- Swoim charakterem potrafisz wszystko skomplikować. Nie mogę do Ciebie dotrzeć. Mogłabyś się kiedykolwiek trochę otworzyć?
- W takim razie, czemu za mną chodzisz?
- To pytanie na razie pozostanie bez odpowiedzi. – uśmiechnął się – A jeśli mogę coś dodać, nie powinno się odpowiadać pytaniem na pytanie. Chcesz iść do obozu?
- Nigdy nie wiemy, kiedy wyruszymy. Lepiej będzie, jeśli w zasięgu naszego wzroku będą inne wilki. Chodź za mną.
Pierwszy basior… a zarazem jakikolwiek wilk, którego kiedykolwiek poznałam powiedział mi w twarz, że wszystko komplikuję. Nie wiem, jak mam się czuć w tej sytuacji, ale może ma rację? Postaram się przynajmniej na chwilę być dla niego milsza. Skoro on przez pewien czas wytrzymał z moją chłodniejszą stroną, ciekawe, co zrobi, gdy pozna mnie z innej perspektywy. Tylko kilka godzin.
Harbingerze? Plan był trochę inny, ale to, co piszę zależy od mojego nastroju a więc jest.