25 listopada 2017

Wyniki konkursu

Muszę przyznać, że spodziewałam się większego zainteresowania konkursem. Otrzymałam tylko jedno opowiadanie i jeden rysunek. Tak więc automatycznie obie te osoby trafiają na pierwsze miejsce w swoich kategoriach oraz otrzymują pochwałę do formularza. Zwycięzców proszę o skontaktowanie się ze mną w sprawie rozdzielenia punktów umiejętności.

W kategorii rysunek wygrywa Makotoshi! 
Oto jego praca:



W kategorii opowiadanie wygrywa Kalista!
Oto jej opowiadanie:

"Pewnego jesiennego dnia" 

  Złocistożółta gwiazda ukazała swój blask zza gęstych chmur, muskając długimi,
jasnymi promieniami słonecznymi ziemię spragnioną odrobiny ciepła jeszcze przed zimą. Dzień dzisiejszy zapowiadał się bardzo chłodny. Wiatr zasuwał tak szybko, jakby był spóźniony do szkoły na pierwszą lekcje, w dodatku na godzinie dziewiątą... Popychane siłą pogody drzewa rosnące na zewnątrz, szumiały swoją codzienną melodią. Leżałam w tym czasie spokojnie, rozłożona w dziwnej acz wygodnej pozycji na swoim posłaniu. Niespodziewanie kilka zwiniętych strzępków wyschniętych liści, napędzanych świeżym powietrzem wpadło w moje progi i ocierając swą powierzchnią o kamienne podłoże wystukiwały rytm na trzy. Wiatr był nieregularny, ciągle zmieniał swój humor i nie wahał się go okazywać. Momentami atakował z hukiem, a za chwilę delikatnie drażnił chłodem po nosie. Mruknęłam niezadowolona, że moje łapki i pyszczek, wystające poza pierzynę, marzną od przeciągu. Skuliłam się i napuszyłam swe futro, trochę tak jak gołąb swoje piórka podczas godów... Niby pospałam dziś trochę dłużej niż zwykle, bo aż do południa, ale czułam się ciężka jak kamień i niewyspana. To chyba była ta najgorsza faza snu. Chciałam odlecieć ponownie do swojej wyimaginowanej "lukrowej krainy jednorożców" jednak moje oczy zamykały się tylko i wyłącznie na minutę, a potem znowu otwierały przez na czczą ilość snu. Westchnęłam powoli i ciężko przez usta. - Z drugiej strony ile można spać? Szkoda wolnego dnia. - pomyślałam i otworzyłam szeroko me czarne nozdrza ,zrobiłam głęboki wdech jednocześnie napinając mięśnie,
zaś na wydechu, zamiast je rozluźnić i walnąć się znowu plackiem, jak to zwykle robię, to najszybciej jak potrafiłam poderwałam się na nogi po czym rozluźniłam czując jak przestawiają mi się kości kręgosłupa. Adrenalina podskoczyła na kilka sekund. Wykorzystałam ją, wbiegłam z jaskini ścigając się ze swoim słabo widocznym cieniem, albo raczej próbowałam się z nim ścigać.  Skierowałam się pobliskiego wodospadom potoku aby tam się napoić. Jak to mówią dobra rozgrzewka, nie jest zła. Zwolniłam do truchtu dopiero gdy moje stopy zapadły się miękko
w piasku plażowym. Jeszcze chwilę rozgrzewałam się poruszając wzdłuż brzegu. Kątem oka zerkałam na swoje odbicie w wodzie. Brzydka tak jak zawsze… Spojrzałam na chwilę w górę. Niebo zaczynało się chmurzyć. Białe obłoki szarzały z każdą minutą, a w powietrzu dało się wyczuć więcej wilgoci. Według moich obliczeń wynikało iż za równo dwie godziny zacznie padać deszcz. Postanowiłam się szybko napoić. Woda była chłodna lecz spełniła swe zadanie. Rozbudziła mnie jeszcze bardziej i ukoiła suchość w gardle. Nagle dostrzegłam ruch na lewo od mojego pyska. Rybka! Odczekałam aż podpłynie tuż przede mnie, w odpowiedni punkt, następnie gwałtownie chwyciłam zwierzę w pysk. W ten sposób udało mi się złapać pierwsze śniadanie w postaci Pstrąga. Nie mam pojęcia czemu ryba była sama? Co robiła tak blisko brzegu? Czy była odrzucona przez inne? Nawet kody nic o tym nie mówiły, ale najważniejsze, że czymś zapełniłam na razie żołądek. Niestety chłód wciąż dawał się we znaki, ale taki los natury w naszym klimacie, podczas późnej jesieni, że wszystko się kuli od chłodu lub w pełni dojrzewa, by oddać zrodzone owoce zdrowe jeszcze przed zimą. Wiatr uporczywie napierał wprost na mnie i szumiał nieprzyjemnie we wrażliwych uszach. Zacisnęłam zęby i zawróciłam pod prąd. Już miałam ingerować w kod pogodowy, ale na szczęście przeciwnik zwolnił, zupełnie jakby uległ mojemu silnemu oporowi. Zawróciłam do jaskini po mój beżowy szalik. Z radością owinęłam go sobie wokół szyi. Od razy zrobiło mi się cieplej
i przyjemniej. Tkanina czekała by ją użyć przez cały rok, schowana w kąciku, a teraz znowu mogła mnie otulić. Schowałam nos pod pierwszą warstwę, wzięłam na ramie torbę i powędrowałam szybkim krokiem do naszej drogiej Biblioteki. Na miejscu było mnóstwo watahowiczów. Minęłam kilka znajomych twarzy, ale nie odezwałam się. Każdy zajęty były swoimi sprawami. Jeden coś czytał, drugi przeglądał tytuły na półkach, trzeci rozmawiał z bibliotekarką o interesach...  Z każdym stawianym przeze mnie krokiem dało się słyszeć stukanie moich przydługich pazurów o posadzkę, jednak wilki nie zwracały na mnie uwagi, zbyt skupiły się na swoich lekturach. Może to i dobrze. Skoro w temacie jesteśmy tematu będę musiała później podciąć te paznokcie aby nie przeszkadzały mi w skradaniu się... W ciągu kilku minut odnalazłam interesujący mnie przedział na półkach. Skoro byłam pewna, że miało padać stwierdziłam,że warto poczytać co nieco o grzybach jadalnych i przypomnieć sobie jak wyglądają. Kto wie czy jakiegoś nie znajdę podczas wycieczki po centralnych, zalesionych terenach Watahy Smoczego Ostrza. Po drodze wynalazłam jeszcze polecaną mi przez Zielarkę Fluminę Taidę książkę kucharską "Tysiąc sposobów na grzyba" i ukryte w kącie zaklęcie umożliwiające robienie kilku czynności jednocześnie, które na pewno przyda się gdy będę chciała zrobić zabezpieczyć sobie zapasy na zimę i może ugotować smaczny obiad. Podeszłam do szesnastowiecznego w wystroju biurka bibliotekarki, wypożyczyłam wybrane książki i zadowolona schowałam wszystkie do skórzanej torby, którą przytachałam.   Gdy wyszłam na zewnątrz i sprawdziłam ponownie tak zwany ''szyfr pogodowy'' wynikło z niego, że mam jeszcze godzinę czasu zanim pojawią się ulewne opady. Postanowiłam wybrać się na targ za księgarnią i zobaczyć co nowego przywieźli zaufani kupcy zza granicy. Ostatnio zaoszczędziłam dużo Lupus, więc czemu by nie zrobić zakupów? Przechadzałam się między straganami
i szukałam jakiegoś magicznego przedmiotu, który mógłby się przydać. Zajrzałam do pewnej staruszki pod trzeci parasol, ponieważ moje oczy przykuły jej błyskotki. Niestety wszystkie były złote, a ja wolę srebro, z rozczarowaniem wyminęłam stoisko. Przeszłam na drugą stronę wymijając jakąś rodzinę szlachecką wilków. Zaczepił mnie jakiś szczeniak ubrany w tkaniny. Zapraszał do straganu na końcu ścieżki. Już chciałam odmówić lecz wyszeptał mi do ucha tajne hasło magów! Otworzyłam szeroko oczy, a młodzik tylko zaśmiał się szczerze
i wskazał na żółto - zielony parawan. Przepchałam się zwinnie między tłumem. Z niemałym zaskoczeniem rozpoznałam trzy przedmioty: Pazur Gryfa [750 L], Promienne Oko [700 L], Owoc Zmiany [1 500 L] Bez zastanowienia wybrałam Promienne Oko. Szukałam go od dawna. Pozwalało na upiększenie imienia kolorami. Bajer akurat dla mnie i będzie przepięknie wyróżniał moje zakodowane imię w Przestrzeni Kodów! Nie kryjąc radości wskazałam na przedmiot i wyjęłam potrzebną ilość pieniędzy z torby. Sprzedawca nic nie mówiąc skinął głową i zataczając w powietrzu kilka ruchów łapami podał mi z zapakowana magicznie z fioletową mgiełkę w gratisie z moją nową zdobyczą. Ją także umieściłam w bagażu i zawróciłam w podskokach do wyjścia.   Po drodze do domu odwiedziłam jeszcze moje ulubione drzewo. Dawno nie było mnie przy nim, ostatni raz podziwiałam je na wiosnę gdy wypuściło zielone pączki... Było wtedy takie młode i delikatne, dziś wyglądało bajecznie. Odcienie czerwieni, żółci, brązów przeplatały się między sobą na jego koronie. Te pomniejsze liście opadały swobodnie, a duże uporczywie trzymały się gałęzi na górze. Usiadłam na miękkim mchu pod tym klonem i podziwiałam jak błyszczy się, wyróżnia między wszystkimi iglastymi drzewami. - Witaj przyjacielu - przywitałam się kładąc delikatnie łapę na zielonkawej korze drzewa, o przeróżnych oplatających się liniach. Czułam stoicki spokój, czas jakby się wokół mnie zatrzymał. Wiatr znowu przyśpieszył biegu wprawiając dłuższe gałązki w ruch tak, jakby w odpowiedzi się ukłoniły do mnie. Przez ciało przebiegł mi przyjemny dreszczyk. Nos mi się odetkał, wciągnęłam świeże powietrze do płuc, zamknęłam oczy i zrelaksowana uśmiechnęłam się do siebie. Jednym prostym zaklęciem uruchomiłam Promienne Oko. O jego działaniu świadczyły powstałe tęczowe fajerwerki z materii magicznej. Zamrugałam otwierając ''Przestrzeń niebieską'', rozejrzałam się wokoło i podziwiałam moje ukochane kody kreskowo - liczbowe wśród których znajdowało się moje, już teraz jesienno kolorowe, imię. O tej porze roku szyfry zawsze były najdłuższe, najciekawsze do odczytania. Pisały wspaniałe historie, które tylko ja potrafiłam odczytać, byłam z tego daru dumna. Zaczęło się ściemniać, już miałam się zbierać gdy w oddali zobaczyłam dwie postaci. Zbliżała się para alfa. Oni także mieli na szyjach szaliki. - Witaj Taraviu, witaj Zero. Jak tam mija wam ten wspaniały dzień? - odezwałam się. - A w porządku Kalisto. Właśnie wracamy z żoną z Grzybobrania. - uśmiechnął się delikatnie samiec alfa, a jego ukochana pokazała mi kosz pełen wilgotnych Maślaków. - Och jakie zdrowusie! Kto by pomyślał, że przed deszczem się znajdą takie piękne. - odpowiedziałam. - Deszczem? - zapytała Taravia - Dokładnie. Według moich badań powinno zacząć padać za kil... - zaczęłam mówić lecz w pół zdania przerwał mi trzask burzy. Wszyscy wytrzeszczyliśmy oczy, a z nieba lunęła seria mokrych kropli. - ...właśnie teraz - zaśmiałam się głośno. - Biegnijmy szybko do naszej jaskini, zanim mocniej uderzy. - zaproponował Zero. - Czuję się zaproszona... - odparłam i wszyscy ruszyliśmy biegiem na południe. Robiło się coraz chłodniej, ale było mi przyjemnie. Lubię kiedy pada deszcz, bo mam uczucie, że zmywa ze mnie wszystkie złe emocje. Po przekroczeniu progu jaskini alf wytrzepaliśmy futra z wody i rozpaliliśmy małe ognisko w ceglanym kominku, by się ogrzać. Podczas gdy na dworze szalała wichura w głębi domu zjedliśmy na kolację suszone mięso, a potem do późna opowiadaliśmy sobie różne zabawne historie. To był naprawdę miły dzień dla odmiany. Gdy nastała noc podziękowałam za gościnę i wróciłam za pomocą czaru teleportacji do siebie. Jeszcze przez kilka minut leżałam na łóżku czytając w świetle świecy wypożyczone książki, nawet nie wiem kiedy ogarnął mnie błogi sen.




Mam nadzieję, że konkurs na święta będzie cieszył się większym zainteresowaniem.


Pozdrawiam, Ariene

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template