Po skończonej walce, a raczej małej przepychance z waderą zamieniłam z nią parę, krótkich i chłodnych zdań. Obca wilczyca stwierdziła, że cała ta „walka” wynikła z mojej winy. Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, ponieważ być może była to prawda, ale nie zamierzałam się dłużej nad tym zastanawiać tylko przeprosić ją i dać sobie spokój.
- No dobra, skoro uważasz, że to wszystko to moja wina, to przepraszam – powiedziałam nieco zirytowana, ale nie chciałam już dłużej tego ciągnąć.
W tym momencie odwróciłam się i poszłam w swoją stronę. Przez zdarzenia, które zdarzyły się dzisiaj, nie mogłam nic zjeść, dlatego postanowiłam teraz udać się na kolację. Akurat trafiłam na dobrą porę, sprzyjającą polowaniu. Słońce było już bardzo nisko, a na niebie pojawił się księżyc. Zaczęło się ściemniać. Postanowiłam udać się do puszczy Nargothrond. Z tego, co słyszałam, było można w niej łatwo i szybko upolować różne gatunki zwierząt. Szczególnie dużo było tam zająców. I właśnie na tego zwierzaka miałam zamiar dziś zapolować. Nie musiałam długo iść. Dotarłam do puszczy już po parunastu minutach. Powoli zagłębiałam się wśród drzewa, gdy nagle usłyszałam szelest. Szybko schowałam się za najbliższy, dość duży krzew i lekko schyliłam się. Szelest dochodził z miejsca parę metrów dalej, od mojej „kryjówki”. Wytężyłam wzrok w półmroku i dostrzegłam szarawą kulkę wystającą zza trawy. Był to oczywiście zając. Beztrosko skubał trawę, zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie... Nie musiałam się długo namyślać, wyskoczyłam z krzaków i dwoma długimi oraz szybkimi susami pokonałam odległość, która dzieliła mnie od mojej ofiary. Od razu udało mi się dopaść niczego niespodziewającego się zająca. Zatopiłam kły w jego szyi, nacisk zmniejszyłam dopiero wtedy, kiedy poczułam, że zwierzę już się nie rusza. Lekko uśmiechnęłam się do siebie, lepiej złapałam zająca i ruszyłam w stronę mojej jaskini...
Droga do mojego mieszkanka nie była długa, dotarłam doń po jakichś dwudziestu minutach energicznego marszu. Zwolniłam po wejściu do groty. Poszłam wolnym krokiem w głąb, usiadłam niedaleko mojego legowiska i zaczęłam spożywać w spokoju moją zdobycz.
Zaczęłam rozmyślać nad moimi ostatnimi dniami w watasze, były one dość dziwne, burzliwe, niepotrzebnie się denerwowałam. Postanowiłam następnego dnia udać się gdzieś w centrum.
- Może pójdę do biblioteki albo gdzieś indziej? Może znajdę kogoś w miarę spokojnego, kogoś z kim da się porozmawiać... Och Li, ale ty jesteś głupia, wymagasz od innych zbyt wiele. A sama jesteś... Hmm, taka, jaka jesteś... – cicho powiedziałam do siebie, robiąc skwaszoną minę.
Po zjedzeniu mojego posiłku wyjrzałam z jaskini. Było już naprawdę ciemno, dlatego postanowiłam pójść spać. Podeszłam do legowiska i ułożyłam się wygodnie.
- Mam dość wrażeń na dziś... – powiedziałam cicho, a po paru minutach usnęłam...