Było słychać piszczenie, skowyczenie.. był to mały, biały wilczek, który właśnie został narodzony. Nazwano go Mikatsu, urodzony 6 kwietnia, w bardzo małej watasze. Czy przetrwa to nędzne życie?
-* Dwa miesiące później *-
Skakałem po trawie razem z bratem przed jaskinią. Bawiłem się jak nigdy, szczęście było takie wielkie jakby było to szczęście wszystkich wilków na świecie. Graliśmy wtedy moją piłką od kosza, biegałem jak szalony. Kiedy zmachałem się zabawą, Akitsu zabrał mnie do środka jaskini. Mama przytuliła, a tata był akurat na polowaniu. Tuląc się do matki byłem zadowolony bardziej niż wcześniej, byłem bardziej pobudzony, jednak bardzo chciałem się przytulać. Kochałem swoją rodzinę z całego serca, chociaż.. był problem, widziałem u matki niepokój. To.. lekko mnie denerwowało, jednak starałem się nie przejmować.
- Mamo.. co dziś do jedzenia? - spytałem ze słodkim grymasem na pyszczku.
- To co tatuś przyniesie - uśmiechnęła się i pocałowała w łepek.
Kiedy mamusia wspomniała o ojcu ten przytargał do środka dorodnego, krwawiącego jelenia, ale.... nie tylko on krwawił. Ojciec miał zakrwawione całe lewe oko, matka wstała i podeszła do tatusia.
- Ojej.. znowu walczyłeś o jedzenie? - matka spojrzała czule na widocznie złego myśliwego.
- Tak, bo byłem pierwszy! - krzyknął - ja najpierw znalazłem tego jelenia!
- Już dobrze.. pójdziemy do lekarza, a Akitsu zrobi obiad, dobrze?
- Dobrze.. - odpowiedział naburmuszony.
Brat do mnie podszedł i złapał za kark, podniósł oraz zabrał do kamienno-drewnianej kuchni. Położył mnie przy ognisku, a ja patrzyłem.
- Chcesz mi pomóc - zapytał podchodząc do jelenia. Złapał go i przeciągnął pod ognisko.
- Mogę - zamruczałem pod nosem.
- To po solisz, a ja po pieprzę
- Czemu ja solę?
- Bo zawsze kichasz od pieprzu
- No dobraaa... - podszedłem do kuchni i wziąłem woreczek z solą. Potem doprawiłem jedzenie, Aki dodał resztę składników. Następnie braciszek nabił jelenia na patyk i starał się powiesić kij na łańcuch, jednak potrzebował najsilniejszego wilka do pomocy, czyli mnie, Mikatsu! Po doskonałej robocie czekaliśmy aż jeleń się upiecze i rodzice wrócą.
-* Jakiś czas później, kiedy jeleń się upiekł *-
Rodzice już wrócili, tata ma teraz bandaż na lewym oku. Za pewne będzie miał bliznę jak wojownik! On będzie moim bohaterem! Chociaż już mam swojego bohatera.. jest nim mój brat, ale co tam. Podczas obiadu była dosyć cicha atmosfera, tylko mój brat mówił co nauczył go jego mentor Goro. Kiedy zjedliśmy brat poszedł się jeszcze ze mną pobawić, spotkałem też swojego kumpla, Ivana. Brązowo biały, szczupły i mały, ale.. on posiada skrzydła! Zawsze lubiłem patrzeć na jego występy, miał wrodzony talent do latania! Kiedy bawiliśmy się czas jakby przyspieszał, a ja nawet nie widziałem, że już robi się ciemno. W końcu kiedy wybiła 20, rodzice Ivana, państwo Danko zabrali go do domu. Ja z bratem też poszedłem już się ogrzać, było dość chłodno. Mama zrobiła nam ciepłą, ziołową herbatę, a tata leżał i odpoczywał, ponieważ lekarz mu tak zalecił. Po napojeniu się poszedłem spać obok mamy. Tak zakończył się mój udany dzień.
-* Kilka dni później, w środku dnia ok. 13 *-
Stałem przed drzewem wiśni naszej watahy, razem z rodziną i kilkoma innymi członkami stada. Wczoraj zmarł mój dziadek, był dla mnie bardzo ważny.. myślałem, że nie dam sobie bez niego rady. Stanąłem przed jego grobem i zacząłem wyć, a cała reszta za mną. Kiedy pogrzeb się zakończył poszedłem powoli do przedszkola, ponieważ rodzice musieli iść do pracy, a brat do swego mentora. Idąc smutnie spotkałem swoją paczkę. Znajdował się tam Ivan, Berni, Haru i dwie wadery, Mindie oraz Tiff. Każdy z nas miał jakąś ksywkę, ja byłem Kapitan wierci pięta. Ivan za to był nazywany Lotnik, ponieważ jako jedyny z naszej grupy miał skrzydła, Berni.. on miał dopiero ksywę, często spotykana, Gruby. Haru to był koleś pierwsza klasa, zawsze wystrojony, dlatego też padła na niego ksywka Elegancik. Za to dziewczyny z naszej paczki, nie miały jakiś wspaniałych ksywek. Mindie po prostu była Mądrala, ponieważ ona ,,zawsze ma rację", wszystko wiedząca, a natomiast Tiff nazywana Toffi. Po pierwsze miała taki kolor sierści, a po drugie jej imię kojarzyło nam się z tym wyrazem. Kiedy weszliśmy do środka i porozmawialiśmy, zrobiło mi się lepiej. Jednak.. humor popsuł mi jeden z tej ,,złej paki". Był to Louiss oraz jego koledzy Homun oraz Fangs. Koleś do mnie podszedł i chciał uderzyć, niestety żaden z opiekunów akurat nie patrzył. Co ze mną będzie?
Ciąg dalszy nastąpi...