Spacerowałam sobie nieopodal wodospadu. Nudziło mi się aż tak bardzo że musiałam kogoś zaczepić. Rozglądałam się jednak nikogo nie było. Po chwili ujrzałam jednak pijącego wodę basiora."A czemu by nie" pomyślałam i pewnie podeszłam w stronę basiora.
- Co tu robisz?! Kim jesteś? - powiedziałam chłodno. Po moich słowach basior się wyprostował i odwrócił się w moją stronę. Był mojego wzrostu.
- Napić się już na tym świecie nawet nie można?!
Było to dziwne w moim zachowaniu, ale zaczęłam się już śmiać z basiora. Słowa "napić się już na tym świecie nie można" zabrzmiały bardzo zabawne, chociaż z miny basiora nie miały być takie. Gapił się w jedno miejsce myśląc nad swoimi słowami.
- Co ja bredzę - szepnął pod nosem i zaczął pić
Ja poszłam przed siebie w poszukiwaniu dobrego drzewa. Denerwujący szelest krzaków mi przeszkodził. Rzuciłam się na krzak i upolowałam zająca. "Tu nigdzie nie ma dobrego drzewa z którego można by obserwować inne wilki"-pomyślałam.Przemierzałam las samotnie, niosąc w zębach jeszcze ciepłe ciało zająca. Kierowałam się w stronę Wodospadu , gdzie planowałam spożyć upolowaną ofiarę i jednocześnie móc rozglądnąć się po drzewach. Po wykonaniu, zajmujących cały poranek, obowiązków stwierdziłam, iż chwila relaksu jak najbardziej mi się należy. Wyruszyłam w teren skacząc po drzewach. Kałuże i błoto jak najbardziej sprzyjały warunkom ćwiczeń w terenie.
Wolnym krokiem wyszłam z błota jednocześnie wychodząc spod osłony lasu. Wygląda na to, że nikogo tu nie ma, co mnie z resztą nie dziwiło, na niebie ciężkie, szare chmury grożą rzęsistym deszczem. Ogarnęłam teren wzrokiem, upewniając się, czy aby żaden wilk nie zakłóci mi drugiej części treningu. Na szczęście tym razem miałam przyjemność ich nie spotkać.
Nim wystartowałam znów usłyszałam szelest .niepozorny szelest gdzieś z pobliskich zarośli, inny niż poruszone subtelnym powiewem gałązki. Skierowałam ucho w stronę źródła dźwięku, zastanowiłam się, czy to przypadkiem nie kolejny zając. Szmer powtórzył się znów, wyraźniejszy. Nie wyglądało na to, by tuptał tamtędy jeż, czy truchtała wiewiórka lub zając. Odwróciłam głowę w chwili, gdy spomiędzy chaszczy wyłonił się wilczy łeb, przyozdobiony zaplątanymi w sierść liśćmi i badylami.
– Uhh... jęknął osobnik – Głupie rośliny...
Szarpnął się, najwidoczniej próbując oswobodzić kończynę uwięzioną w splątanych niczym kołtun krzewach. Przypatrywałam się temu z lekkim rozbawieniem.
Był to ten sam wilk którego wcześniej zaczepiłam.
Podniosłam się z pochylonej postawy. Szuranie pazurów o kamieniste podłoże zwróciło uwagę obcego, który dopiero teraz wydał się mnie zauważyć. Uważnie przyjrzałam się osobnikowi, na sto procent był to ten sam, czarny basior. jeszcze nie zdążyliśmy się zapoznać. był zupełnie obcym przybyszem dla mnie.
Wyprostowałam się, patrząc na nieznajomego przeszywającym spojrzeniem.