- Hiro, pokaż się – rozbrzmiał głos, gdy mniejsza wersja mojego...Pana(Ta, chyba tak muszę go nazywać) ukazała się obok mnie. Nakreślił on jakiś znak na mojej lewej łapie, jednak gdy skupiałem na nim wzrok, on zlewał się z moim futrem, choć sam znak był koloru zielonego. - Wilczku, to jest znak, określający, że jesteś moją własnością. Niniejszym dziś, przez okres lat dwóch tysięcy siedem – powiedział złowieszczo mój oprawca – stajesz się moim sługom, który będzie odbierał dusze wilków i przynosił je do mnie.
Wiadomość ta zmroziła mi krew w żyłach, a mnie całego ogarnęła panika. Ale to znaczyło, że mogę wrócić do świata żywych, a więc może uda mi się spotkać z Kaylay. Może wie jak mnie uwolnić.
- Hiro, jeśli nad jakimś wilkiem pojawi się taki oto znak – w tym momencie przede mną pojawił się dziwny znak, jakby złamany krzyż, w kolorze zieleni (https://i.imgur.com/HxsvWwe.jpg). - Ten znak oznacza, że wilka tego ma spotkać śmierć. Twoja w tym głowa, aby odebrać mu duszę, albo nawet i biedaka zabić. Aby odebrać duszę – rzucił Demon – po prostu podejdź do truchła i wciągnij mgiełkę, która będzie się nad nim unosić. To właśnie dusza.
Ze zgrozą myślałem, co będę musiał robić przez następne dwa milenia. A może to nie takie złe? Może mi się spodoba? Albo nawet i Kaylay mnie uwolni. Ta, to jest najweselsza wizja. Niech ona mnie uwolni.
- A teraz, mój sługo. Leć na ziemię, zbierać dusze – zarechotała Śmierć – Razhush, matria penfa hud! - Dziwna mowa wydobyła się z piersi Demona, a moje ciało zaczęło się stopniowo dematerializować. Przez chwilę wisiałem w pustce, otoczony ciemnością, by po chwili pojawić się na ziemi. Nie mogłem uwierzyć w to co się właśnie stało, więc spojrzałem na swoje łapy.
Z mojego gardła wydobył się cichy okrzyk, gdy zobaczyłem, iż są one półprzezroczyste, nie licząc znaku na mojej łapie. Był taki sam, jak znak śmierci, które Demon mi pokazał.
Po jakimś czasie odkryłem, że ten znak robi za niejaki kompas – jaśniał, gdy kierowałem się w dobrą stronę, zanikał gdy w kierunku, w którym szedłem, nie było żadnego umierającego wilka.
Będąc szczerym, zbieranie tych dusz nie było złe. Nie czułem chłodu, gorąca, głodu, zmęczenia. Nie czułem nic. Po prostu wciągałem cierpką mgiełkę i szedłem dalej.
Mój następny cel znajdował się w bibliotece watahy, tej samej do której należałem. Nie czułem jednak smutku. Po prostu czułem, że muszę spełnić swój obowiązek, więc wszedłem tam i zacząłem się rozglądać za znakiem.
Przejąłem się dopiero, gdy zobaczyłem kto jest celem. Znak śmierci wisiał nad pewną waderą, studiującą księgi i trzymającą pergamin pod łapą.
Waderą tą była Kaylay.
Kaylay? A więc jak to się potoczy? :P