4 listopada 2017

Od Emily

- Wstać czy nie wstać? Oto jest pytanie… - Mamrotałam tak do siebie jakieś przeszło dziesięć minut i nie mogłam się zdecydować. Odkąd znalazłam tę watahę i zostałam do niej przyjęta, minęło już dwa dni. Od tego czasu zaszyłam się w swojej jaskini i w ogóle z niej nie wychodzę. Nie zrobiłam nic pożytecznego ani przydatnego. Wiem, wiem… Jestem strasznym leniem. Chyba czas to już przerwać. Bo ile można? Chociaż… To posłanie jest naprawdę miękkie… Nie, stop! Trzeba się wziąć w garść i wrócić do normalnego życia. Leniwie wyczołgałam się spod sterty ,,koców”. Rozejrzałam się po jaskini, patrząc czy całkiem przypadkiem nie narobiłam tutaj zbyt wielkiego bałaganu.
- Hmmm… Jest ok. - Stwierdziłam. Ostatnio coraz częściej zaczynam gadać sama do siebie. Pewnie przez to, że nie mam do kogo się odezwać. No to mam kolejny powód na wyjście stąd. Rozciągnęłam się powoli, a moje kości zaczęły przyjemnie strzykać. Już rozbudzona ruszyłam do wyjścia. Na początku nic nie widziałam, ale kiedy w końcu moje oczy przyzwyczaiły się do słońca, ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam, dokąd idę, po prostu szłam. Mam nadzieję, że uda mi się wrócić. Omijałam jaskinie wilków i wszelkie gromadki. Nie śpieszyło mi się poznać kogokolwiek. Może to dziwne, ale nie lubię tej niezręczności podczas pierwszej rozmowy, gdy nic nie wiem o tym wilku. Muszę się kiedyś przełamać, ale nie teraz, mam czas. Weszłam do lasu i podziwiałam jego piękno. Różnorodność drzew i roślinek była zadziwiająca! Połowę z nich widzę pierwszy raz na oczy. W końcu przyśpieszyłam i wsłuchując się w odgłosy lasu, zaczęłam biec. I tak spędziłam poranek. Czułam się świetnie! Jakby nowo narodzona. Postanowiłam odpocząć i udać się do… No właśnie. Nie wiem jeszcze, co gdzie jest, a znając życie, właśnie się zgubiłam. Rozejrzałam się wkoło siebie, jednak wszędzie była tylko nieprzenikniona zieleń lasu. Ruszyłam w prawo i chyba pierwszy raz w życiu modliłam się, abym znalazła kogokolwiek. Po jakiś piętnastu minutach zobaczyłam w oddali budynek. Puściłam się biegiem w jego stronę. Zdyszana dotarłam do… biblioteki? Wspaniale! Kocham czytać książki. I tym razem to nie jest sarkazm. Wcześniej, zanim uciekłam z Sivą, moją siostrą, pomiędzy treningami lubiłam zagłębiać się w historie niezwykłych wilków. Delikatnie popchnęłam łapą drzwi i weszłam do środka. Pomieszczenie, do którego weszłam, było ogromne. Na środku pomieszczenia było ustawione dużo poduszek, ławeczek i stolików tak, aby wilkom było wygodnie czytać. Obok ścian, jak i w głębi budynku ustawione były półki, które wręcz uginały się od ksiąg. Jedne były bardzo, bardzo stare i napisane w języku, którego nie rozumiałam, a niektóre nowsze, z jeszcze gładkimi grzbietami. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zaciągnęłam się pięknym zapachem biblioteki i ruszyłam w jej głąb. Rozglądałam się, szukając jakiejś książki opisującej historię tej watahy. Skoro mnie przyjęli, to przydałoby się czegoś o jej przeszłości dowiedzieć. Nagle na coś wpadłam. Raczej na kogoś- basior patrzył na mnie jak na ducha. Strasznie było mi wstyd. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało, w końcu postanowiłam przerwać krępujące milczenie i się odezwałam.
- Ym, hej? Przepraszam za to… no wiesz… że na ciebie wpadłam. Nic ci się nie stało? - Powiedziałam nieśmiało.
- Nie, wszystko w porządku. Tego no… jestem Mako a ty? - Widać dla niego też ta sytuacja była krępująca.
- Jestem Emi. Mógłbyś mi pokazać drogę do jaskiń? Bo jakby to powiedzieć… Jestem nowa i się zgubiłam. - Próbowałam się uśmiechnąć, ale najwidoczniej mi nie wyszło.

Makotoshi? Wiem, trochę nudne, ale chciałam kogoś poznać ;)

Większość obrazków i zdjęć umieszczonych na blogu nie jest naszego autorstwa.

Proszę o nie kopiowanie treści z bloga w celach własnych bez wiedzy administratorki.

Szablon wykonała Fragonia dla bloga
Sisters of The Template