- Teraz ja ustalam zasady gry - syknęła mu wprost do ucha, tak bezczelnie i arogancko, że jego puls natychmiast przyspieszył, a zdolność logicznego myślenia powoli zastępowała chora żądza wygrania tej walki.
- Gramy w moją grę, s*ko - typowo psychopatyczny uśmiech powrócił na pysk młodszego osobnika, w tej samej chwili, gdy biel jego źrenic zalała fala czerni, mroku.
Użycie mocy teleportacji w tym momencie było odrobinę niesprawiedliwe względem Ariene, lecz zdecydowanie skuteczne, gdyż dzięki temu Akky zdołał wydostać się spod jej łap. Znalazł się tuż za nią.
Czas jakby zwolnił swój bieg, wszystko dookoła przestało mieć znaczenie. Wadera powoli rozglądnęła się dookoła, w ciemnościach nie dostrzegając swojego przeciwnika. Ten, korzystając z jej dezorientacji, wziął głęboki wdech, zamknął oczy, wsłuchując się w odgłos własnego serca, pompującego krew z szaloną prędkością. Napiął wszystkie mięśnie, po czym odbił się od ziemi i, warcząc gardłowo wbił swe kły w łopatkę demonicy, wściekle rozszarpując żywe mięso. Krew trysnęła z rany, zalewając czarne ślepia szkarłatem. Metaliczny posmak czerwonej posoki na języku tylko bardziej nakręcał basiora, dodawał mu sił do wgryzienia się jeszcze głębiej, aż do samej kości. Niestety, nie wszystko mogło iść po jego myśli. Ariene, mimo odczuwanego bólu nie miała zamiaru się poddać, była zbyt zdeterminowana, a adrenalina skutecznie napędzała ją do walki.
Czerwonooka podskoczyła nagle, przez co Akky wylądował twardo na kamiennej posadzce, poturlał się w bok, uderzając całym ciałem o ścianę, ocierając się boleśnie o ostre krawędzie skał. Syknął cicho, biorąc głębszy wdech. Niestety, nie mógł sobie pozwolić na chociażby chwilę odpoczynku, gdyż wadera już biegła ku niemu. Samiec błyskawicznie zauważył, że podłoga jest śliska od spadających z sufitu kropel wody, więc wykorzystując to, wybiegł naprzeciw i prześlizgnął się tuż pod czerwonooką. Choć dzięki temu nie uniknął ciosu, bo jej pazury przecięły skórę na udzie, wyrywając ze spory kłak czarnej sierści.
Warczenie obudwu wilków zmieszało się w jeden przeciągły warkot. Każdy patrzył złowrogo w oczy drugiego, odwracając się do niego bokiem i prezentując całe swoje napięte ciało. Mimo ran nikt nie zamierzał dać za wygraną i pewnie każdy wciąż miał do pokazania jeszcze coś w rodzaju "asa w rękawie".
Akky lubił zadawać ból, sprawiało mu to przyjemność, może już się uzależnił od tego konkretnego uczucia. Natomiast odczuwnie cierpienia to już co innego i, szczerze mówiąc, nie przepadał za tym. Dlatego właśnie zregenerował się całkowicie, powracając do pełni sił. W tym momencie jedynym celem oraz jedyną myślą, która wciąż była w głowie basiora mówiła, że musi wygrać tą walkę, pokonać tą je*aną s*kę i pokazać na co go tak naprawdę stać.
Ariene? :/