Z początku kuliłam się i nie chciałam zajmować dużo miejsca na siedzisku, ale gdy Chaster zaczął nalegać powolutku wraz ze wzrostem temperatury powietrza w środku, rozsiadałam się wygodnie na kanapie, na której mnie usadził. Zadzwiała mnie wielkość jego jaskini w stosunku do małego wejścia. Zmieściło by sie tu przynajmniej trzech domowników. Sufit był też na tyle wysoko, że gdybym chciała to stanęłabym tu na dwóch łapach i jeszcze bym nie sięgała sklepienia skalnego. Idealna jaskinia na cały rok...
- Powiedz mi jeszcze, czy mogę mówić na ciebie Taida? - zapytał co mnie nieco zaskoczyło, bo jeszcze nikt oprócz brata tak się do mnie wcześniej nie zwracał... Znaczy ucieszyło mnie to, wię cicho odszepnęłam - Tak. - i zarumieniłam się bardziej, na szczęście pomyślał, że to przez przeziębienie i tylko dorzucił drewna do opału. Gdy basior zniknął za ścianą jednej z komór domu zrobiło się w salonie tak cicho, że słyszałam tylko bicie własnego serca i trzask iskierek we wnętrzu kominka. Przymknęłam oczy i byłabym zasnęła, ale w pewnym momencie do mojego nosa wdarł się dymek. Z przyjemnością przyjęłam, robiąc głęboki wdech, nastrojowy i kojażący się ze świętami słodki zapach składników, który rozszedł się po całej jaskini mojego nowego znajomego. Wszystkie dodatki rozpoznałam i z coraz większą ochotą wyczekiwałam co takiego szykuje nam Chaster. Po kilku minutach basior dołączył do mnie wolnym krokiem, z białą, porcelanową zastawą stojącą na desce w jego łapach. Jak dżentelmen najpierw nalał wody i zapodał naczynie dla mnie, a dopiero potem wziął dla siebie.
Wzięłam pierwszy łyk ciepłego płynu i doznałam eksplozji wszystkich wypragnionych wcześniej smaków. Zdałam sobie sprawe, że bardzo dawno nie piłam herbaty, zwykle tylko podawałam pacjentom gdy to było konieczne, sama jej nie pijałam... Wzięłam następny mniejszy łyczek, bo napój był gorący i rozgrzał mi zmarznięte ciało od środka.
- Może pogadamy? - zapytał nagle niebieskowłosy. Uniosłam nieśmiało wzrok znad parującej z filiżanki pary.
- Czemu nie. - uśmiechnęłam się nieśmiało. - Naprawde wyśmienita jest ta herbatka. Czy dobrze wyczułam, że dodałeś tu liście roszpunki? - spytałam, mimo iż byłam pewna,że to ten składnik. Chciałam tylko zapoczątkować jakiś temat, no a rośliny to moja specjalność zawodowa.
- No tak Roszpunka! Dziękuję, że przypomniałaś mi nazwę tej rośliny, właśnie się nad tym głowiłem. Nie wiem jak mogłem zapomnieć tak prostej nazwy... - Chaster zaśmiał się z siebie. - Tak to był dodatek specjalny. - dodał.
- Umm... Tak w sumie to ja powinam dziękować za gościnę - podrapałam się zakłopotana w szyję - Nie znasz mnie, a jednak okazałeś mi wsparcie.
- Nie masz za co. Przecież zamarzłabyś tam no i jesteśmy z jednej watahy. To jak rodzina. - popatrzył mi prosto w oczy. Nie mogłam oderwać się od tego wzroku. Znieruchomiałam, ale nie z zimna. - Dziękuję. - szepnęłam. Basior nalał drugą porcję napoju. Kolor powstałej mieszanki herbacianej przypomniał mi o motylu, który mnie doprowadził do wilka.
- Chaster, jak myślisz, czy to że się spotkaliśmy tam w lesie jest przeznaczeniem?
<Chase? Wybacz za takie przeciąganie, chyba nie umiem w rozmowy...>