-Która zaczyna? -zapytałam zniecierpliwiona. Miałam dosyć kręcenia się w kółko jak ostatnia idiotka.
Wilczyca mnie obserwowała. Nic nie powiedziała.
Westchnęłam. Nie miałam ochoty na sprzeczkę z nią. Nie chciałam mieć wrogów już na wejściu, ale to ona zaczęła… Gdyby nie rzuciła się na mnie z oskarżeniami i jakoś normalnie pogadamy jak cywilizowane istoty, a nie jak bezmózgie bestie, może bylibyśmy w innym miejscu.
-Słuchaj, nie wiem czego ode mnie chcesz, ale… -
-To twoja wina -wysyczała.
-Ty znowu swoje -westchnęłam. -Powiem to tylko raz- nie zrobiłam tego specjalnie! -
Ta zaśmiała się cicho, nadal krocząc w kółko.
-O co ci znowu chodzi?! -warknęłam wściekła, starając się ukryć mój gniew, jaki we mnie narastał.
-Jesteś idiotką -powiedziała cicho i rzuciła się na mnie. Starałam się zrobić unik, ale się nie udało. Upadłam ciężko na plecy, trafiając na ostre kamienie. Poczułam spływającą krew po grzbiecie. Szamotałyśmy się przez chwilę. Raz miałam przewagę, a raz Toxikita. Jej zielone futro bardzo przykuwa wzrok, nie wspominając jak bardzo ten kolor kłuje w oczy. Nawet nie wiecie jak bardzo… Prawdopodobnie jej żywioł lub mice powiązane są z toksynami, lub innymi takimi. Wywnioskować można w wyżej wymienionego futra i specyficznych oczu. Dodajmy, że posiada tatuaż ze znakiem radioaktywności na lewym udzie. Może przeprowadzono na niej eksperymenty? Może dlatego jest taka… Specyficzna?
Teraz to ja miałam przewagę i to ja przyciskam ją do ziemi, przytrzymując jej łapy. Nadal rozmyślam, czy rzeczywiście przeprowadzano na niej jakieś chemiczne testy.
-Eksperymentowano na tobie? -wypaliłam.
Błąd.
Z początku jej białe tęczówki rozszerzyły się, ale po chwili zostały zwężone. Prawdopodobnie przypływ adrenaliny wspomógł ją, ponieważ zdołała się wyrwać i zrzuciła mnie z siebie. Siłą była tak duża, że wylądowałam na pobliskim drzewie. Drzazgi boleśnie wbiły mi się w skórę. Miałam wrażenie, że zasuwam się po papierze ściernym. Toxitika powolnym krokiem złożyła się do mnie, ciesząc swoje oczy moim cierpieniem oraz faktem, że teraz to ona jest silniejsza. Przyłożyła swoje łapy do mojej szyi i powoli zwiększała nacisk na moją krtań. Miałam wrażenie, że wprowadza jakoś toksynę do mojego organizmu. Nie myliłam się. Drzewo, do którego byłam przyciśnięta, zaczęło pękać i wydawać niepokojące dźwięki. To dziwne… Myślałam, że będzie obumierać, a nie trzasnąć. Zauważyłam ruch u góry. Na tyle ile mogłam, uniosłam oczy ku górze. Konar niebezpieczne chylił się ku ziemi. Wadera najwyraźniej tego nie zauważyła…
-Musi...my… ucie… -wychrypiałam.
Ta tylko się uśmiechnęła.
Pień był coraz bliżej. Szyja bolała mnie niemiłosiernie. W miejscu, gdzie Toxitika dotykała mojego ciała, czułam jakby przywożono mi rozżarzony węgiel do skóry. Toksyna powoli rozchodziła się po moim ciele. Czułam się osłabiona, kręciło mi się w głowie. Zauważyłam, o dziwo, iż wadera również słabła. Drzewo było coraz bliżej ziemi.
“Mam tylko jedną szansę…” -pomyślałam, po czym zebrałam resztki sił i odepchnęłam wilczyce od siebie.
Reszta potoczyła się szybko.
Zerwałam się do ucieczki. Toxitika chce mnie złapać. Konar uderza w ziemię. Wilczyca zostaje przygnieciona, tracąc przytomność. Ja miałam nieco więcej szczęścia.
Jednak nie mogę jej tu zostawić. Bądź co bądź, była dla mnie wredna i agresywna, ale prawdopodobnie to nie jej wina, kim się stała.
-Będę tego żałować… -
Jakimś cudem udało mi się ją wyciągnąć spod zawalonego drzewa. Zaczął padać deszcz.
Super.
Taszcząc Toxitiki za ogon, zaniosłam ją do najbliższej jaskini, gdzie można było się schronić.
Mam nadzieję, że tym razem nie będzie miała pretensji o to, że uratowałam jej życie.
Toxitiki? Przegięłam? :<