Stawiałem patykowate łapy na leśnej dróżce, wypchany po brzegi plecak grzechotał z każdym krokiem, całe ciało bardziej skakało niż chodziło. W skrócie: miałem wyśmienity humorek. Wracałem właśnie do domu po nocnej wędrówce przez las, lekko zmęczony, ale i odprężony. Domeczek już parę kroków stąd, w końcu wciągnę do płuc zapach metalu, umorusam się smarem! Bez smaru czuję się nagi, hehe.
Stanąłem nagle na rozwidleniu polnej środki. Dosłownie zdębiałem, gdy na naprzeciw stanęła Sierra. Nie...spośród wszystkich wilków w tej watasze ja musiałem wpaść akurat na nią?
A ona przypadkiem...nie odeszła? Duch, fatamorgana, czy raczej zawistna wilczyca powróciła by zdzielić mnie za ten cały bal.
W tym momencie spaliłem buraka.
- Issue...? - Mruknęła zaskoczona, podwijając przednią łapę pod tors, jak zgrabna sarenka. Taka trochę czarna sarenka (Może przypalona, kto wie).
- Kopę lat! - Zaśmiałem się nerwowo.
Starałem się zachować twarz, chociaż nogi miały ochotę ponieść mnie na Syberię. No cóż, nogi muszą poczekać.
Sierra? Mówisz masz xd