- Nie, nie mam - westchnęłam, powoli podnosząc się z trawy. Musnęłam jeszcze ostatkiem zeschniętą trawkę, by chociaż trochę ocucić ją do życia.
Issue powoli starał się złapać powietrze, a wór coraz bardziej go obciążał, co dało się zauważyć po jego trzęsących się łapach.
- Idziemy? - spytał dysząc, po raz kolejny podrzucając worem, jakby chciał, by jego zawartość nagle straciła na wadze.
Ruszyłam spokojnym krokiem przed siebie, a basior w niedługim czasie mnie dogonił. Po chwili wolnego, mozolnego marszu znaleźliśmy się przed jego jaskinią. Rzucił worek na skalny podest przed wejściem. Dało się usłyszeć obijanie kamieni, które już z niecierpliwości wypadały z wora.
Issue wlazł do środka i wciągnął worek przez niedużą szparę między skałami, a ja przepchałam ostatki worka, by choć trochę mu pomóc. Potem pozbierałam jeszcze kamienie, które zdążyły się uwolnić i weszłam do środka.
W jaskini dało się wyczuć swąd chemicznych olejów i smarów, a podłoga w niektórych miejscach nosiła ślady wybuchu. Cała jaskinia mieniła się zawieszonymi przy suficie, błyszczącymi kryształkami, odbijającymi światło dzienne od swoich wypolerowanych ścian. Tworzyło to z lekka magiczną aurę mieniących się kolorów.
Basior chwycił wór w zęby i zapierając się mocno o ściany, ciągnął go w głąb korytarzy.
- Widać, że pasja Ci dopisuje - zaśmiałam się, wpatrując się w multum stojących, wiszących czy leżących sprzętów, których prawdopodobnie nigdy świat nie widział. Niektóre z nich były poniszczone, inne do połowy zamalowane. Issue wrócił z pokojów i usiadł przede mną.
- Czyż to nie cudowne? - mruknął, wciągając głęboko zapach chemikaliów. Jego oczy delikatnie się zmrużyły, a po jego pysku można było rozpoznać oznaki zadowolenia.
- Coś mi to przypomina - westchnęłam, spuszczając swój wzrok na podłogę. Co jest ze mną nie tak? Głupia ja, ważnych rzeczy nie zapamięta, ale takie bzdury będą mi głowę zaprzątać.
- Coo? - zapytał, rozszerzając szeroko oczy.
- Nie, nic. Tak sobie głośno myślę - ironicznie się uśmiechnęłam, obracając głowę w prawo. Siedzieliśmy tak w kompletnej ciszy, wpatrując się w ściany i podłogę. Niemożliwe, jeszcze niedawno potrafiliśmy ze sobą rozmawiać...a teraz?
- Naprawdę? - odparłam, przerywając niezręczną ciszę.
- Hmm? - mruknął, podnosząc oczy na wysokość mojego pyska.
- Nawet nie mamy o czym rozmawiać... - stęknęłam cicho i podniosłam się z ziemi. Wstałam i skierowałam się w stronę wyjścia. Żadne z nas nic nie zrobi, będziemy resztę czasu siedzieć i patrzeć w ziemię. Bez sensu. Straciliśmy tematy do rozmów. Albo inaczej...żadne z nas nie potrafi ze sobą rozmawiać, wiedziałam, że ten cały cholerny bal wszystko zepsuje.
Issue?